Translate

czwartek, 26 czerwca 2014

środa, 25 czerwca 2014

Księga 4 Rozdział 11: Nowy przyjaciel cz.1

  • Może zrobimy sobie takie dwudniowe wakacje na Rzarzącej Wyspie? -spytał Sokka podekscytowany.
  • Hmmm... to niezły pomysł Sokka!- ucieszył się Aang- A co wy na to?- spytał się reszty Drużyny.
  • Jak dla mnie spoko- powiedziała Toph.
  • Dla mnie też- ucieszyła się Katara- Chwila relaksu każdemu się przyda.
  • A ty Suki? Co sądzisz?- spytał Sokka.
  • W sumie mogłabym jechać, słyszałam że moje koleżanki z Wojowniczek tam będą także myślę że będzie super zabawa.- odpowiedziała.
  • No to super!- krzyknął Aang- W takim razie jutro jedziemy na mini wakacje.
  • Tak Iskrzące Paluszki, ale to cie nie zwalnia z dzisiejszego treningu Magii Ziemi- odpowiedziała Toph z ironicznym uśmiechem.
  • No dobra...- posmutniał Aang. Myślał że trening tym razem go ominie.- Ej a co z Irohem i mistrzem Paku?- zastanowił się Aang- Ich też chyba weźmiemy.
  • Ktoś mnie wołał?-spytał stryjek Iroh wchodząc do jadalni, wypoczęty jak nigdy.
  • Nie- odpowiedziała Katara- Myślimy nad tym czy ty i mój dziadek nie pojechalibyście z nami na dwudniowe wakacje na Rzarzącą Wyspę.
    Wujek Iroh gdy usłyszał ostatnie słowa czyli "wakacje na Rzarzącej Wyspie" w mgnieniu oka poleciał do swojego pokoju i wrócił już spakowany i gotowy do drogi.
  • Ja się jak najbardziej piszę- odpowiedział.
  • Tak, ale my jedziemy jutro- odpowiedziała Toph zaznaczając słowo jutro.
  • Mi tam to różnicy nie robi, jadę i koniec kropka.- odpowiedział Iroh.
    Katara z Sokką poszli poszukać mistrza Paku. Odnaleźli go dopiero w ogrodzie.
  • Dziadku!- krzyknęła Katara.
  • O witaj Kataro- przywitał się Paku.
  • Pojechałbyś może z nami na dwudniowe wakacje na Rzarzącą Wyspę?- spytała Katara.
  • Jutro byśmy pojechali.- dopowiedział Sokka- Iroh też jedzie, a pomyśleliśmy, że było by fajnie gdybyście z nami tym razem pojechali.
  • Hmmm... nigdy tam nie byłem więc w sumie mógłbym pojechać, ale liczę że ty Kataro i Aang nie zaniedbacie waszych treningów.- odpowiedział Paku.
  • Nie, nie dziadku, ależ skąd, tylko, że jedziemy tam na dwa dni by wypocząć. Tobie też się to przyda, bo cały czas trenujemy- powiedziała Katara.


Aang i Toph szli na kolejny trening.
  • Gdzie będziemy dzisiaj trenować?-spytał Aang.
  • Tym razem wpadłam na pomysł byśmy jakby udoskonalili twoje widzenie za pomocą stóp-powiedziała Toph.- Idziemy do pobliskiej jaskini, pójdziemy w jej głąb. Tam musi być bardzo ciemno. Zresztą sama się uczyłam w jaskini od kretoborsuków także...
  • Aha, oki. A co będzie utrudnieniem?- spytał Aang, znając pomysłowość Toph.
  • No nie wiesz?! Co z tobą Iskrzące Paluszki?-spytała Toph- Przecież w jaskini są np pająki, nietoperze no i mnóstwo wyboi, stalaktyty i inne, także to się nazywa utrudnienie w wersji mega.
  • O nie... i zgaduję że dodasz coś jeszcze od siebie?- spytał Aang zmartwiony.
  • Się o tym przekonasz- powiedziała Toph.
  • Toph, już chyba jesteśmy.- powiedział Aang.
  • A i owszem, to ta jaskinia- powiedziała.
  • Ale ona jest ogromna wręcz- powiedział Aang.
  • I o to chodzi- powiedziała Toph.- Masz przepaske, przewiąż sobie nią oczy.
  • Och, na serio, nawet tam nie weszliśmy, może lepiej będzie jak mi daszją w jaskini a nie przed nią?-zasugerował Aang.
  • No dobra- powiedziała Toph.- Ale i tak czy siak jak pójdziemy dalej nic nie zobaczysz.
  • Chyba że oświecę sobie drogę, a potem zgaszę płomień- powiedział Aang.
  • Ups, nie ma tak łatwo- powiedziała Toph- To nie lekcja magii ognia.
  • Wiem, wiem.- odpowiedział Aang
  • Dobra już jesteśmy dosyć głęboko, masz przepaskę i zawiąż sobie nią oczy.- powiedziała Toph, po czym dała Aang'owi przepaskę.
Chłopak po omacku wziął ją do ręki po czym zawiązał sobie oczy by nic nie widzieć.
Toph odeszła jeszcze bardziej w głąb jaskini, nagle usłyszał huk. Wielki stalaktyt leciał prosto na niego jednak w samą porę zrobił unik.
-Postaraj się Iskrzące Paluszki!- krzyknęła Toph z głębi jaskini- Będziesz walczył na moim poziomie czyli bez wzroku. Pamiętaj nie ma używania magii powietrza i innych, na tej lekcji istnieje tylko magia ziemi, żadna inna! No atakuj! Pokaż na co cię stać!

Po chwili wielkie słupy skalne zaczęły wystawać z ziemi, co chwila chowając się i podnosząc wysoko do góry. Aang skakał po nich by pokonać drogę do Toph. Nagle jeden z nich wyrósł mu tuż przed oczyma ale chłopak zdążył odciąć go za pomocą magii ziemi i walnąć w Toph, która szybkim ruchem ręki zniszczyła go. Aang za pomocą magii poczuł jak Toph staje na jednej nodze by drugą uderzyć w ziemię. Chciała go przewrócić ale ten wyczuł w samą porę jej ruch. Dwoma ruchami rąk wykonał ścianę która zatamowała atak Toph. Aang zaczął uderzać pieściami w ścianę z jej drugiej strony duże odłamy skalne poleciały prosto w Toph która je rozwalała za każdym uderzeniem rąk. Jednak niespodziewała się że Aang przykłuje ją do sufitu poprzez wytworzenie dużego stalaktytu, który wyrósł pod nią.
  • Nieźle Aang, jednak to za mało żeby mnie łatwo pokonać!- krzyknęła Toph, po czym rozwaliła stalaktyt.
    Za pomocą wibracji w ziemi wyczuła Aanga, który stał pare metrów od niej. Z dwóch ścian jaskini powstała swego rodzaju pułapka, która o mały włos a zgnotłaby Aanga, jednak w samą porę zrobił unik.
  • Toph! Oszalałaś?! Zabiłabyś mnie!- krzyknął Aang.
  • Wybacz Iskrzące Paluszki, ale wydawało mi się że czułam czyjeś kroki z dali jaskini...
  • Hmmm... -pomyślał Aang zdejmując opaskę.
  • Oooo znowu je czuję.
  • Chodźmy to sprawdzić- zasugerował Aang z pewnością, że na dzisiejszy dzień nastąpił koniec treningu.
    Płomień pojawił się na jego dłoni. Nagle obydwoje usłyszeli szum nietoptaków.
  • Padnij!- krzyknęła Toph wywalając Aanga na ziemię.- I zgaś ogień! To nietoptaki!
    Aang posłusznie zgasił ogień. Przylgnął mocno do ziemi wraz z Toph. Po chwili obydwoje wstali.
  • Jesteś cała?- spytał Aang.
  • Tak, jest ok.
    Pare sekund potem usłyszeli huk. Błysk niebieskiego światła przeszył ciemności jaskini. Aang na moment jakby oślepł. Jednak po chwili wszystko było dobrze.
  • Co to było?-spytał po chwili.
  • Nie wiem ale czuje jakby coś się do nas zbliżało- powiedziała Toph- Tylko nie wiem co lub kto to jest...
  • Yyy... może lepiej chodźmy stąd?- zasugerował.
  • Nie, chodźmy zobaczyć. Czuję teraz jakby szedł w naszym kierunku jakiś człowiek.
  • No to nie zwlekajmy- powiedział Aang,po czym na jego ręce pojawił się ogień.

Szli obydwoje w głąb jaskini. Woda spływająca z sufitu kapała tworząc kałużę. Nagle coś trzasło za nimi. Aang podskoczył wystraszony. Jednak to był tylko jeden ze szczurów. Szli dalej. W pewnej chwili Toph przystanęła.
  • On jest za tą skałą- powiedziała. W tej samej chwili uderzeniem swojej nogi rozwaliła skałę z niewielkiej odległości. Jednak nikogo tam nie było.
Aangowi zaś wydawało się jakby widział czyjś cień. Jednak nie powiedział o tym.
  • Czujesz go dalej?- spytał Aang.
  • Tak jest gdzieś nie daleko. Ty też powinieneś go czuć- w końcu sam jesteś magiem ziemi.- powiedziała Toph.
Aang milczał. Nagle gwałtownie się obrócił i zadał cios magią powietrza. Chłopiec został powalony na ziemię. Światło na ręce Aanga zgasło. Jednak po zadaniu ciosu ogień znowu się pojawił. Toph przykłuła chłopaka do ściany. Aang przybliżył się. Zobaczył wystraszonego chłopca.
Ów chłopiec miał na sobie koszulkę z krótkimi ramiączkami i szorty. Włosy miał w nieładzie. Na koszuli plamy błota dawały o sobie znać jakby przed kimś uciekał.
  • Kim jesteś?- spytał Aang.
    Chłopiec nie odpowiedział, milczał.
  • Wyglądasz jakbyś był z narodu ognia?- kontynuował Aang.
  • Bo jestem...- powiedział cicho chłopiec- Uciekłem.
  • Przed kim?- spytała Toph.- Wojny już nie ma, panuje pokój, więc chyba nie miałeś przed czym uciekać.
  • Owszem miałem.- odpowiedział chłopiec- Ściślej zostałem wygnany z mojej wioski, bo kradłem leki dla moich chorych rodziców, którzy nie mieli zbyt dużo pieniędzy. Zostałem postawiony przed sądem i za szkody jakie wyrządziłem musiałem ponieść jakąś karę. Najpierw chcieli mnie skazać na kopalnie węgla, ale zanim to się stało uciekłem. A ostatecznie dano mi zakaz wstępu na teren wioski. Czyli jakby wygnanie. Nie miałem się gdzie podziać więc zamieszkałem w tej jaskini.
  • A jak zdołałeś uciec gdy cię aresztowano?- spytała Toph- Nie wyglądasz mi na maga.
  • Owszem, nie jestem magiem, ale świetnie walczę. To że trenowałem od najmłodszych lat pomogło mi w ucieczce.
  • To ile ty masz lat?- spytał Aang.
  • Za pare miesięcy skończę 14.
    Toph po tej krótkiej rozmowie z nieznajomym uwolniła go.
  • Może poszedłbyś z nami?- zasugerował Aang- Musisz być głodny a my mamy mnóstwo jedzenia w świątynii. No i pokoi też nie brakuje.
  • Mógłbym?- spytał zdziwiony chłopak, masując swoje obolałe kostki u rąk, które zostały przykłute do ściany jaskinii.
  • Jasne- powiedziała Toph- O ile reszta Drużyny się zgodzi byś został. Ja się zgadzam, przynajmniej będzie ciekawiej. Można powiedzieć że zastąpisz nam Zuko- ucieszyła się Toph- Chociaż szkoda że nie jesteś magiem bo było by więcej zabawy, ale trudno... polubicie się z Sokką.
Chłopiec nie odezwał się. Jedynie na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Aang i Toph wyszli z jaskini, chłopiec szedł za nimi. W pewnej chwili stanął i odwrócił się, spojrzał na jaskinię. Jednak natychmiast się obrócił i dołączył do Aanga i Toph.
Wybiła piąta po południu gdy cała trójka doszła do wejścia Świątynii Powietrza.
  • Najpierw poznasz naszych przyjaciół- powiedział Aang
  • Potem znając życie Katara się tobą zajmie, da ci ubranie i w ogóle- powiedziała Toph- A my tym czasem wrócimy do treningu magii ziemi.
  • Ooo nie! Na serio Toph?! Przecież już mi dałaś dzisiaj wycisk i to niezły- zaczął marudzić Aang.
  • Nie marudź uczniu.- powiedziała Toph- Pamiętaj że to ja decyduję kiedy się lekcja kończy.
  • No ok, ok.- zgodził się niechętnie Aang.
  • Będę mógł popatrzeć na waszą lekcję?- spytał chłopiec.
  • Jasne!- powiedział Aang- Będziesz mnie dopingował w razie czego. Wierz mi Toph to ostra nauczycielka.
Po chwili milczenia dodał:
  • Aaaa... no tak wybacz nie przedstawiłem ci się- przypomniał sobie Aang- Jestem Aang i miło mi cię tak w ogóle poznać.
  • Ja jestem Kin.- chłopiec uśmiechnął się do swoich nowych przyjaciół, po chwili dodając- A ty jesteś Toph, prawda?
  • Tak- odpowiedziała.
  • Jesteś niewidoma?- spytał zaskoczony, bo zauważył, że dziewczyna nie odwzajemniła uśmiechu tak jak Aang.
  • Tak.- odpowiedziała- Nie wiem czy się domyślasz, ale dokładnie wiem gdzie stoisz. Może i tego nie zauważyłeś gdy cię zaatakowałam w jaskini.
  • Właśnie nie, dopiero teraz mi to uświadomiłaś- powiedział Kin- Wiem, że jesteś magiem ziemi, ale jak ty właściwie widzisz?
  • Poprzez stopy. Wielu osobom muszę to tłumaczyć że widzę poprzez wibracje w ziemi, stąd wiem gdzie kto jest i kto jaki ruch wykonuje. Można powiedzieć że to mój sposób na życie.
  • Wow, to jest bardzo ciekawe. Nigdy nie spotkałem niewidomego maga ziemi- zaciekawił się chłopak.
  • I zapewne potężnego, niewidomego maga- dopowiedział Aang.
  • A i owszem. Widziałem wielu ślepych ludzi, ale nigdy żeby któryś z nich był magiem czegokolwiek. Zawsze to byli prości ludzie, zazwyczaj biedni i ubodzy, którzy żebrali na ulicach w sumie tak samo jak ja. Ale oni byli praktycznie bezbronni. Ktoś by na nich napadł a oni nie mieli by szans, natomiast ty nie jesteś taka.
  • Wiesz, jeszcze się przekonasz co potrafię- powiedziała Toph prostując ręce i zginając u nich palce- Nawet i dzisiaj na naszej lekcji z Aangiem.
  • Tak, ale póki co musisz poznać naszych przyjaciół- powiedział Aang.
    W tym samym czasie weszli do kuchni.
  • Ooo a wy już po lekcji magii ziemi?- spytała zdziwiona Suki, która w między czasie była sama w kuchni z Sokką. Po jej zaskoczeniu widać było, że im przerwali w czymś bardzo ważnym.
    Sokka podskoczył, ponieważ siedział tyłem do wejścia.
  • Nooooo... nie do końca. Ale przynajmniej mamy nowego przyjaciela. Oto Kin- powiedział Aang uśmiechnięty, gdy przedstawiał swojego kolegę.
  • No no widzę że ciebie i Toph zawsze jakieś przygody muszą spotkać w czasie treningu- powiedział Sokka- Miło cię poznać Kin.
  • Masz rację Sokka, chociaż przygody to my mamy wszyscy. Iiii... niekoniecznie podczas treningu magii ziemi, ale tak to jest jak się ćwiczy w ciemnej jaskini- powiedział Aang- Ale dobra nieważne, potem doończymy z Toph nasz trening. Najpierw musicie poznać Kina. Wiecie może gdzie jest Katara?
  • Tak, z naszym dziadkiem w ogrodzie, ćwiczą magię wody- powiedział Sokka.
  • Aha, dzięki wielkie. To ja lecę ją poszukać a wy w tym czasie się poznajcie bliżej- powiedział Aang,po czym wyszedł z kuchni.

  • Bądź uważna Kataro! Twoje ruchy mają być płynne. Ta technika wymaga wielkiej precyzji i...
  • Kataro!- podbiegł Aang przerywając mistrzowi Paku- O, przepraszam mistrzu, że ci przerwałem lekcję z Katarą- powiedział widząc lekko zdenerwowanego Paku, który był przy okazji ochlapany wodą.
  • O matko! Przepraszam dziadku, że cię ochlapałam. Już to naprawię- powiedziała Katara. Za pomocą magii wysuszyła w mig ubranie dziadka, który przed chwilą był cały mokry.- Tak Aang? Co się stało?
  • Musisz kogoś poznać- powiedział Aang po czym zaczął ciągnąć ją za rękę by poszła za nim.
  • Ale kogo?- spytała.
  • Kina, naszego nowego przyjaciela- odpowiedział Aang- Można powiedzieć że znaleźliśmy go w jaskini w czasie treningu magii ziemi. Jednak wystraszył nas bo było ciemno więc go jakby zaatakowaliśmy... ale wzięliśmy go ze sobą. Opowiedział nam swoja historię w drodze do Świątynii. Chciałem ci się spytać czy masz może jakieś ubranie z Plemienia Wody w pralni. Oczywiście chłopięce- zaśmiał się Aang- Jest też troche brudny i głodny. Suki się nim na razie zajęła ale chciałbym znaleźć dla niego jakieś ubranie i przy okazji żebyś go poznała.
  • No dobrze, Aang. A wiesz chociaż kim on jest?- spytała Katara
  • Tak, opowiadał nam. Zresztą sama go o to zapytasz w między czasie, bo coś czuję że zostanie on z nami na dłuższy czas- powiedział Aang.
  • No dobrze, to chodź do pralni, tam znajdziemy jakieś ciuchy dla niego.
  • Dobrze- powiedział Aang, po czym obydwoje poszli w kierunku pralni.
    Na sznurze wisiał jego stary strój z czasów kiedy był jeszcze Kuzonem.
  • O masz to się nada- powiedziała Katara, ściągając strój.
  • Tak, nada się, on jest akurat prawie że w moim wieku- powiedział Aang po czym wziął ubrania i poszedł po nowego znajomego, który jak widać było po "odgłosach" z jadalni świetnie się dogadywał z resztą osób.
  • Kin, chodź, przyniosłem ci ubranie.- powiedział Aang- Domyślam się że zawitasz u nas na dłużej więc pokażę ci twój nowy pokój.
    Kin wstał i poszedł z Aangiem.
  • Jeju, ale wielka ta Świątynia...- zastanowił się- Nigdy tu nie byłem.
  • Wiem, na początku trudno jest się zorientować, ale jak ktoś tu mieszkał od najmłodszych lat no to wszystko pamięta- powiedział Aang.- Ta Świątynia nic się nie zmieniła. Jest taka jaką ją pamiętam. Tylko że właśnie kiedyś tętniła życiem. Oczywiście przed wojną... A dopiero niedawno my się tutaj wprowadziliśmy.
  • Widać- uśmiechnął się Kin- Jesteście z różnych plemion. Widać to po strojach no i właśnie magii. Tylko ty jesteś inny niż oni... Właśnie między innymi przez to że masz taki strój, którego nigdy wcześniej w życiu nie spotkałem...
  • No tak- powiedział Aang również się uśmiechając- W sumie jako jedyny noszę taki strój, bo jestem dalej ostatnim magiem powietrza. Ale jakoś się z tym pogodziłem. Nawet i z tym że jestem Avatarem chociaż na serio nie chciałem nim być. Wiem, niby to takie super i w ogóle, ale jednak nie zawsze...
  • Ale możesz kontaktować się z duchami więc...- powiedział Kin- Znam osoby które straciły bliskich w różnych okolicznościach i dużo by dały żeby zobaczyć ich znowu. Ty zaś zobaczyłeś zapewne swojego mistrza i przyjaciół.
  • Masz rację- uśmiechnął się Aang- Już jesteśmy. Tutaj jest twój pokój. Rozgość się. A za pół godziny jak chcesz możesz przyjść na mój trening.
    Po tych słowach Aang wyszedł z pokoju.


***

  • Dobra Iskrzące Paluszki- powiedziała Toph- Atakuj mnie. Tym razem będę się tylko bronić, nie będę cię atakować. Ale na następnym treningu nasze role zmienią się. Ty będziesz się bronił przed moimi atakami.
  • No ok Toph. A jest jakieś utrudnienie?- spytał Aang.
  • Oj i owszem.- powiedziała z przekąsem Toph- Katara zgodziła się pomóc nam w treningu. Tyle że ona będzie cię atakować i ci przeszkadzać w atakach na mnie.
  • Kataro!- krzyknął Aang- Musisz mi to robić?
  • Spokojnie, postaram się delikatnie atakować- powiedziała uśmiechnięta Katara- Potraktuj to jako trening dwa w jednym, w końcu poćwiczysz magię wody i ziemi.
  • Oki, no to będzie ciekawie- powiedział Aang uśmiechnięty i gotowy do pracy. A magię wody też mogę stosować?- spytał Aang.
  • Jasne!- powiedziała Toph- Ale tylko przeciwko Katarze. W końcu nie po to ćwiczymy przy oczku wodnym. Dobra Kataro stań za tą linią.
    Toph tupnięciem nogi zrobiła głęboką linię/pole ataku Kataru.
  • Oki- powiedziała Katara po czym stanęła w wyznaczonym polu.
  • A ty Iskrzące Paluszki staniesz tam- po raz kolejny Toph tupnęłą nogą mówiąc to.
    Kolejna linia się utworzyła.
    Aang stanął tam po czym cała trójka przyjęła pozycję bojową. Z lotu ptaka ich ustawienie przypominało duży trójkąt.
    Aang zaczerpnął dużo wody i paroma ruchami powalił Katarę, po czym atak za pomocą magii ziemi skierował na Toph. Ku niej ruszyła duża ściana. Jednak ta ją rozkruszyła. Gdy tylko Aang oddał cios w kierunku Toph, poczuł na swoich plecach wodny bicz Katary. Aang utworzył 3 ściany które zabezpieczały go od tyłu z prawej i lewej strony od ataków Katary. Mógł jakby swobodnie atakować Toph. Duże głazy poleciały w jej stronę. Jednak ta robiła sprawne uniki. Ostatni z nich niespodziewanie by w nią uderzył gdyby go nie rozkruszyła. Jednak Aang nie odpuścił i puścił w jej kierunku coś na kształt ziemistej fali, która ją powaliła na ziemię.
  • Nieźle Iskrzące Paluszki!- krzyknęła Toph.
    Jednak Aang nie odpowiedział gdyż Katara rozbiła jego ścianę. W jego kierunku poleciały kolejne wodne bicze, które uniknął sprawnie. Jeden z nich Aang zdołał przechwycić i zamrozić. Katara miała jakby problem z uwolnieniem się od niego. Zanim rozkruszyła lód, wielka fala wodna ją powaliła.
  • Brawo Aang!- krzyknęła Katara.
    Walka się skończyła. Obie dziewczyny zostały powalone na ziemię. Aang spocił się bardzo przy tak wielu atakach. Kin cały czas obserwował walkę siedząc na ziemi. Chłopiec był pod wrażeniem umiejętności wszystkich wojowników. Jednak najbardziej wpatrzony był w Toph.
  • I jak Kin?- spytał Aang dysząc lekko z wysiłku.
  • Ciekawie- uśmiechnął się chłopiec. Po chwili wstał ze swojego miejsca i dopowiedział- Jeszcze ciekawiej taka walka w twoim wykonaniu musi wyglądać w Stanie Avatara.
  • Fakt- przytaknął Aang- Ale staram się nie wchodzić w Stan Avatara zbyt często. To taka moja ostateczność.
  • Rozumiem- powiedział Kin po czym dodał- Może kiedyś będę miał okazję zobaczyć cię w akcji.
  • Chciałbyś może zobaczyć jak latam na lotni?- spytał Aang.
  • Nie, dzięki, jeszcze chciałbym troche pozwiedzać Świątynię i w ogóle. Ale może mi jutro pokażesz- zasugerował Kin.
  • Dobra to jak chcesz to tutaj zostań. My z Katarą wracamy do Świątynii, a ty Toph idziesz?-spytał Aang.
  • Nie- powiedziała Toph- Przejdę sie po okolicy i postaram się przyjść na kolacje, ale nie gwarantuje. W razie czego sie nie martwcie.
  • Oki, jak chcesz- powiedziała Katara.
    Po chwili już ich nie było widać. Toph również poszła w swoją stronę do lasu. Kin został sam na polanie z oczkiem wodnym.
    Toph doszła do końca lasu. Usiadła na jego skraju. Pare metrów pod nią było słychać szum wody. Niedaleko był wodospad. Dziewczyna gwałtownie wstała, bowiem poczuła drżenie ziemi.
  • Kto idzie?!- krzyknęła.
  • To ja- powiedział Kin.
  • A to ty- zdziwiła się Toph- Po co tu przyszedłeś?
  • Tak poprostu.- uśmiechnął się chłopak.
  • Chciałam pobyć sama troche- powiedziała siadając z powrotem na ziemi.
  • Ja chciałem zwiedzić Świątynie, ale zrezygnowałem. Będę miał wiele okazji- powiedział chłopak- Czemu chcesz być sama?- spytał po chwili.
  • Poprostu-powiedziała dziewczyna.- Czasami czuję taką potrzebę. Tak to zawsze jestem z nimi. Jest śmiesznie i w ogóle. No chyba że chodzi o czasy gdy była wojna ale teraz jest wszystko poukładane.
  • Racja.- uśmiechnął się chłopiec- Jest znacznie lepiej niż było, jednak w sumie u mnie w moim miasteczku nie jest jeszcze tak... nie sądzę żeby się za wiele zmieniło.
  • To są powolne zmiany- zauważyła Toph- ale za niedługo różnice będziesz widział.
  • Może i bym zobaczył ale nie mogę tam wrócić...- powiedział zasmucony chłopiec.
  • A no tak, zapomniałam że cie przecież wygnali...- przypomniała sobie Toph.
  • A ty właściwie skąd jesteś?- spytał chłopiec.
  • Z takiego miasteczka w Królestwie Ziemi.- powiedziała Toph- W sumie to uciekłam od rodziców. Owszem są zamożni, nigdy niczego mi nie brakowało, ale tak z pozoru. Jestem niewidomym magiem właśnie i z powodu tego że nie widzę chcieli mnie jakby chronić. Przez to nie miała przyjaciół, aż właśnie uciekłam z Aangiem, Katarą i Sokką. To są moi najlepsi przyjaciele. Myślę że każdy kto ich pozna może uważać ich za swoich przyjaciół. Nie są fałszywi ani nic... Zresztą sam widzisz- uśmiechnęła się Toph.
  • Fakt- powiedział Kin.
  • Wiesz co dużo bym dała żeby móc ich zobaczyć... a tak tylko czuję gdzie są i nic więcej. Ciebie też bym chciała zobaczyć. Wiedzieć jak wyglądasz i w ogóle... - zamyśliła się Toph.
  • Cóż raczej takiej okazji to nie będziesz miała. No chyba że sie stanie jakiś cud i będziesz mogła widzieć- powiedział Kin po czym chwycił ją za rękę.
  • Myślisz?- spytała niedowierzająco- Myślisz że mogłabym widzieć?
  • Nie powiem ci bo nie wiem- powiedział ciepło Kin- Ale na świecie są tak niezwykłe miejsca że wszystko sie może stać. Na przykład Oaza Duchów na Biegunie Północnym.
  • Fakt- uśmiechnęła się Toph.
    Słońce zaczęło zachodzić.
  • Wiesz, chyba będziemy musieli się zbierać- powiedziała Toph.
  • Ech spokojnie- powiedział Kin- Możemy tutaj jeszcze posiedzieć, zresztą powiedziałaś że może się spóźnisz na kolację więc...
  • No ok- powiedziała Toph. Położyła się na trawie. Zamknęła oczy. Promienie słońca oświecały jej twarz. Widać było że marzyła o tym by móc wreszcie kiedyś zobaczyć świat.
    Niespodziewanie poczuła jak ktoś ją całuje. Zarumieniła się. Jednak w pewnej chwili się zerwała i powiedziała:
  • Co ty robisz?!- spytała Toph Kina.
  • Nic, poprostu mi się podobasz- powiedział chłopak.
  • Ta jasne...- powiedziała Toph
  • Mówie prawde- powiedział chłopak.
  • Dobra wiem, że nie kłamiesz, ale ledwo się znamy!- krzyknęła Toph.- Gdybyśmy się nie znali to byś pewnie już oberwał ode mnie. I to solidnie.
    Po chwili Toph postanowiła wrócić do Świątyni nikomu nic nie mówiąc...

wtorek, 24 czerwca 2014

Księga 4 Rozdział 10: Duch nadchodzi

Mgliste promienie słońca oświecały cały Świat Duchów.
Świat ten był od zawsze poukładanym światem. Dla żywych był to świat tajemnic. Jednak były tam duchy złe jak i dobre. Wszystkie żyły obok siebie. Najpotężniejsze były duchy Avatarów. Z dnia na dzień duchy zmarłych magów jak i zwykłych ludzi przybywały tam. Był to świat nieskończony. Nie miał określonego terenu. Jeśli już ktoś próbował znaleźć granicę między światem ludzi a Światem Duchów nie wracał z tej wyprawy prędko. Duchy które podjęły się tego wiedziały że czyha na nie wiele niebezpieczeństw. Przez to żaden z nich nigdy tego nie próbował.
Gdzieś w jaskini istniał duch, który podporządkowywał sobie inne duchy. Był to jeden z najpotężniejszych duchów. Nie należał do grona zmarłych Avatarów. Gdzie tylko szedł budził grozę. Siał zamęt między duchami. Nazywany był Wielkim, Potężnym, ale mimo to nie miał konkretnego imienia.
Wyglądał jak upiór. Cały czarny miał swoją siedzibę właśnie w tej jaskini. Podporządkowywał sobie wszelkie duchy.
Pewnego dnia odnalazł granicę między światem ludzi a Światem Duchów. Jednak wtedy nikt mu nie służył. Z czasem jednak rósł w siłę przez co duchy musiały mu się poddać. Oczywiście nie wszystkie.
Część jego poddanych chciała wrócić na ziemię by móc odzyskać stracone życie i naprawić swoje błędy. Jeszcze inne pragnęły odzyskać swoją władzę nad żywiołami. A jeszcze inne chciały zobaczyć swoich żyjących bliskich. Zaś inne duchy chciały przejąć władzę nad światem ludzi i duchów z pomocą Wielkiego ducha.
Wiele duchów które w czasie ostatniego roku przybyły do Świata Duchów zaczęło służyć WIelkiemu z obawy przed jego potęgo. Do grona tych sług dołączył Zhao. Wiedział że Wielki duch będzie chciał zabić Avatara Aanga kiedy tylko będzie miał okazję. Zhao przez to chciał jak najlepiej służyć duchowi. Pragnął również wrócić na ziemię.
***
- Panie, twoje poddane duchy chciałyby wiedzieć kiedy zamierzasz przejść przez granicę światów- spytał Zhao w imieniu armii duchów.
- Jak tylko w świecie ludzi zajdzie słońce- powiedział Wielki po czym dodał- Nie martwcie się, już za niedługo wrócicie do świata żywych. Jeśli ja przekroczę granicę to i wy w późniejszym czasie będziecie mogli przejść przez granicę. A wtedy nic nas już nie powstrzyma.
- A co z Avatarem?- spytał Zhao.
- Nie martw się Zhao, ja się nim zajmę i to w taki sposób że nawet się nie zorientuje kiedy go zabiję- powiedział upiór po czym zaśmiał się szatańsko.
Nie wiedział jednak że ktoś podsłuchał jego rozmowę z Zhao. Byli to dwaj przyjaciele Aanga, Shar i Aren.
***
- Mistrzu Gyatso!- krzyczeli obaj biegnąc do mistrza- Mistrzu Gyatso!
- Co się stało?- spytał mistrz.
Chłopcy zatrzymali się przed mistrzem. Nie mogli złapać oddechu.
- Mistrzu- powiedział zdyszany Aren- Na Aanga czyha niebezpieczeństwo!
- Spokojnie.- powiedział mistrz zaniepokojony- Weźcie oddech a potem powiedzcie co się stało.
Po chwili odezwał się Shar:
- Mistrzu, byliśmy koło tej jaskini w której mieszka ten duch. On chce zabić Aanga! Muimy coś zrobić! Ostrzec go… czy coś…
- Pójdę do Avatara Roko.
***
- Dziękuję Aang za twoje przybycie i pomoc w opanowaniu zamieszek- powiedział Zuko.
- Nie ma sprawy- odpowiedział chłopiec po czym dodał- szkoda że musimy wracać. Za kilka tygodni znowu przylecimy. Obiecuję. Trzymaj się Zuko.
- Dzięki.
Aang wsiadł na Appę ze swoimi przyjaciółmi.
- Appa! Hop! Hop!- krzyknął Aang. Bizon uniósł się.
***
Dwie godziny lotu dały o sobie znać podróżnym. Aang powoli padał ale wiedział że musi prowadzić biozna. Reszta usnęła.
Nim dolecieli troche czasu minęło.
Przy świątyni czekał już mistrz Paku.
Drużyna Avatara pozdejmowała wszystkie pakunki z Appy. Zabrali swoje rzeczy po czym każdy poszedł do swoich pokoi. Wszyscy byli bardzo zmęczeni więc zamiast się rozpakować każdy położył się na swoje łóżko by móc się zdrzemnąć i choć na chwile odprężyć.
Aang zamknął oczy i natychmiast usnął. Po chwili przed jego oczami pojawił się Avatar Roko.
- Aang! Jesteś w niebezpieczeństwie!- powiedział Avatar
- Jakim? Jedynie kto mi zagraża to Ozai. Ale on siedzi w więzieniu.- powiedział Aang
- Uważaj Aang, ponieważ w waszym świecie pojawił się duch który nie jest taki jak my. On jest zły- powiedział Roko- I chce cię zabić a potem przejąć władzę nad całym światem.
- Roko, jak to możliwe, gdzie jestem ja a gdzie on? Niemożliwe by przeszedł do świata ludzi ze Świata Duchów.- powiedział zdziwiony Aang.
- Istnieje jedna jedyna możliwość, której żaden rozsądny duch nigdy by nie wybrał- powiedział Avatar- Istnieje przejście do waszego świata. Ten duch znalazł je i będzie chciał je przekroczyć. Jeśli jemu to się uda, reszta jego armii pójdzie za nim i podbiją wasz świat. Nieuniknione jest to że będziesz musiał z nim walczyć.
- Roko, ale jak? Z duchem?- spytał zrozpaczony Aang.
Jednak nie otrzymał odpowiedzi bo sen rozmył się a on sam obudził się.
- Przecież to niemożliwe…- powiedział Aang
Gdy to mówił do jego pokoju weszła Katara.
- Co takiego jest niemożliwym?- spytała dziewczyna.
- Siadaj Kataro.- powiedział chłopak- Mamy kłopoty…
- Jakie?- spytała
- I to znacznie gorsze niż można przypuszczać.- powiedział Avatar- Są gorsze od Ozaia w pełni władzy w czasie byłej wojny.
- Aha… Chodź, musisz nam wszystkim to wyjaśnić.- powiedziała Katara. Po czym we dwójkę wyszli z pokoju i udali się do jadalni. Tam wszyscy kończyli już posiłek przygotowany przez Paku.
Aang siadł z Katarą przy stole, przy którym siedziała już cała Drużyna Avatara bez Zuko.
Po chwili ciszy Aang zaczął:
- Mamy spore kłopoty. Miałem sen. Avatar Roko przekazał mi wiadomość, że do naszego świata ma zamiar dostać się duch. Istnieje przejście pomiędzy naszym światem a Światem Duchów. Ten duch ma zamiar dostać się na ziemię, zabić mnie a potem przejąć władzę w naszym świecie.
- Dobra, to co robimy?- spytała Toph- Musimy coś z tym duchem zrobić i nie pozwolić by przejął władze. Pytanie tylko: jak? On jest duchem, my magami, Suki wojowniczką, a Aang Avatarem. Z nas wszystkich tylko ty Aang, możesz zrobić coś z duchem.
- Wiesz Toph, ja mam doświadczenie z duchami, które zostały ROZZŁOSZCZONE przez ludzi a nie ze złymi duchami. Tylko że on nie jest sam, on ma armie wiernych mu duchów.- powiedział Aang.
- Ale ty masz przyjaciół na całym świecie. Dochodzi jeszcze do tego Świat Duchów. Masz ich wszędzie.- powiedział Sokka, chcąc pocieszyć przyjaciela.- Pierwsze co musisz zrobić to ostrzec wszystkie 3 narody, bo nasza drużyna niewiele może.
- Póki się jeszcze nie pojawił. Trzeba ostrzec jakoś ludzi. Jeśli oni się nie przygotują na atak duchów to nikt nie ocaleje- powiedziała Katara
- Ale myśląc logicznie oni nie mają jak się przygotować. Co mogą zrobić bezradni ludzie?- spytała Toph- Bez magów są bezradni, a magowie są bezradni bez Avatara, czyli nic nie da ostrzeżenie ludzi przed atakiem duchów. No chyba że chodzi o to by był jak najmniejszy rozlew krwi w razie wojny.
- Ale nie możemy zostawić z tym problemem Aanga samego.- powiedziała Katara- Aang, możesz na nas liczyć zawsze nawet jeśli niewiele możemy zrobić. Ale skąd będziesz wiedział że ten duch przeszedł do naszego świata?
- Właśnie nie wiem… Chyba będę musiał częściej kontaktować się z innymi Avatarami. Ale jak już powiedzą mi że jest już w naszym świecie to…hmm… będę musiał się dowiedzieć pod jaką postacią się kryje. Duchy potrafią zmieniać swoją postać.
- Wiesz co, w tej sytuacji Aang to musisz zdać się na swój los- powiedział Sokka.
- Wiem…- powiedział ze smutkiem Aang.
***
Wszystkie duchy Wielkiego szły za nim krok w krok przez puszczę. Strasznie bały się tego miejsca. Jednak mimo swojego strachu chciały zobaczyć jak ich mistrz przechodzi do świata ludzi i dokonuje czegoś wręcz niemożliwego. Puszcza ta była postrachem dla wszystkich duchów ze względu na olbrzymie pająki które strzegły wejścia do świata ludzi.
Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Wszystkie duchy aż podskoczyły. Spory tłum strasznie się ścieśnił. Wszyscy się bali. Z niepokojem patrzyli w krzaki. Jednak nic z nich nie wyszło. Zniecierpliwionny Wielki Duch przeszedł przez tłum ściśnionych i przerażonych ptaków. Duchy wytrzeszczyły oczy gdy podszedł do krzaków. Jednak nic w nich nie było. Wszystkie duchy jednocześnie odetchnęły z ulgą. Przeszli kilka metrów i spostrzegli jaskinię.
- Jesteśmy!- krzyknął Wielki z triumfem w głosie.
- A…aaa…lle… tu jest jaskinia…- powiedział duch jednego z dawnych żołnierzy ognia.
- Mylisz się, wystarczy przejść do jej serca by dostać się do świata ludzi!!!- krzyknął duch tak żeby wszyscy go słyszeli. Ujrzał strach w oczach duchów- Teraz macie szanse wybierać: wolicie zostać tutaj czy iść za mną do świata ludzi?
Wszyscy jednogłośnie przytaknęli.
To był znak dla Wielkiego Ducha. Ruszyli w mroczną część jaskini. Ogień zapłąnął na rękach duchów byłych żołnierzy ognia. Wielki duch prowadził. Szedł prosto przed siebie. Nie potrzebował oświetlenia ognia by widzieć to co jest w jaskini.
Żaden duch nie zauważył że nad nimi wiszą sieci strażników portalu. Jeden mały duszek szedł za wymi rodzicami. Nagle coś skapnęło mu na głowe.
- Tato, coś tutaj kapie- powiedziało dziecko które szło na równi ze swoimi zmarłymi rodzicami.
- Coś ci sie wydaje synu- powiedział tata jednak nim zdąrzył dokńczyć wielkości 2 metrów pająk skoczył przed nimi. Nim się obejrzeli zostali pożarci. Duchy zaczęły krzyczeć. Stworzył się zament. Wszytkie chciały uciekać w stronę wyjścia z jaskini ale okazało się że pająki- giganty zalepiły wyjście swoimi sieciami. W tym układzie tłum duchów uciekł w kierunku Wielkiego ducha, który jakimś cudem sprawił że pająki odeszły. Duchy były tak zdyszane że zaczęły bać się nawet swoich cieni na ścianach. Nagle wszystko się oświetliło. Tajemniczy portal stanął przed nimi. Wielki Duch przemówił:
- Nareszcie dokonay czegoś cowydawało się dotyhczas czymś nierealnym. Teraz my będziemy władcami na ziemi a ludzie naszymi niewolnikami. Zaniedługo nowa era rozpocznie się, gdy raz na zawsze zabiję Avatara. Wielu z was ma niemiłe wspomnienia z nim związane. Na pewno będziecie chcieli się zemścić. Jednak póki co nie wysyłam was na ziemię. Widzę strach w waszych oczach więc pierwszy udam się do tamtego świata. Potem powrócę tutaj i wspólnie ruszymy na świat ludzi.
Po tym przemówieniu upiór zbliżył się do portalu. Z pewnością przeszedł przez niego co sprawiło że duchy niedowierzały. Natychmiast utworzyły duży krąg i otworzyły wspólnie zwierciadło przez które mogli zobaczyć co dzieje się na ziemi. Natychmiast zobaczyli swojego władcę w świecie ludzi i zwierząt.

Księga 4 Rozdział 9: Klasztor Shao Lin

Aang, Katara i Toph wyszły ze szpitala. Żar lał się z nieba. Trwało południe. Każdy kto przechodził obok nich spoglądał kontem oka na Avatara i jego przyjaciółki.
W pewnej chwili ktoś rozdający ulotki podszedł do grupy przyjaciół. Miał ulotki. Był bardzo tajemniczy.
- Ej, myśle że to was zaciekawi- powiedział po czym podał Avatarowi ulotkę.
- Ale o co chodzi?- spytała Toph.
- Chodzi o pobliski klasztor Shao Lin.- powiedziała Katara- Oni walczą ale nie tak jak my. Oni walczą bez magii.
- Założe się że ich pokonam bez problemu powiedziała Toph.
Momo który siedział na ramieniu Aanga pisknął. Wyglądał słodko ze swoimi dużymi oczami.
- Pójdziemy tam?- spytał po chwili Aang- Nigdy nie widziałem jakiegoś stylu walki bez używania magii żywiołów.
Ruszyli do klasztory. Gdy dotarli klasztor wydawał im się tak wielki jak większość pałaców. Jednak był skromny i oddalony od miasta. Klasztor otaczało duże pole pszenicy i innych zbóż. Klasztor był duży. W kącie stała duża dzwonnica. Dzwon wykonany z brązu i miedzi był koloru metalicznego bordo. Drzwi miały kołatkę.
Aang zastukał o drzwi z kołatką. Spodziewali się że ktoś otworzy. Jednak nic. Spróbował jeszcze raz. Nie zauważyli że w drzwiach pojawiły się oczy. Aang przejechał wzrokiem po drzwiach. Odskoczył od nich wywalając Katarę. Toph usunęła mu się z drogi. Widać było że się tego nie spodziewał.
Mnich spojrzał przez drzwi. Zobaczył strój Aanga. Natychmiast otworzył. Pomyślał że to jakiś inny mnich Shao Lin.
- Witajcie podróżni! Czego szukacie- spytał mnich.
Mnich wyglądał podobnie do Aanga. Miał zupełnie zgoloną głowę. W kolorach miał podobne ubranie do Aanga. Jednak jego strój był bardziej szatą. Miał między innymi szerokie rękawy. Jego ubranie było bardzo długie. Można powiedzieć że zamiast spodni takich jakie miał Aang miał na sobie „sukienkę”.
Krótka ścieżka prowadziła do klasztoru. Wokół niej był ogród. Plac klasztorny był podzielony na pół przez tą ścieżkę. Po lewej stronie w środku ogrodu stał pomnik na cześć któregoś mnicha.
- Co to za mnich?- spytała Katara.
- To mnich Nao Lai.- powiedział mnich. Grupa przystała- Urodził się tysiąc lat temu.
- Mógłbyś nam opowiedzieć jego historię?- spytała zaciekawiona Katara.
- Urodził się w małej wiosce.- zaczął opowieść mnich- Pochodził z królestwa ziemi. Nie był magiem tak samo jak jego krewni. Jego rodzice zostali zabici przez magów ziemi. Stracił ich mając 17 lat. Od tego czasu wędrował samotnie po świecie. Był kupcem. Handlował wszystkim co znalazł w czasie swoich podróży. Nao Lai w głębi serca nienawidził magów. Wymyślił styl walki który dorównał stylom walk magów. Założył szkołę a później klasztor. Uczył tego stylu do końca życia. Tak powstał nasz klasztor. Nikt z nas nie jest magiem. Ale w umiejętnościach dorównujemy każdemu magowi. Każdy mnich nienawidzi magię żywiołów. Wszyscy którzy tu przybyli stracili coś co najbardziej kochali przez magów.
- Ekhm, przepraszamy na chwilę- powiedział Aang.
Katara i Toph wraz z Aangiem poszły na bok. Aang zaczął mówić do nich szeptem.
- Słuchajcie, nie możemy mówić że jesteśmy magami.- powiedział Aang- Słyszałyście historię Nao Laia. Musimy nie posługiwać się magią.
- Dobra Iskrzące Paluszki- powiedziała Toph- Mam jakieś złe przeczucia co do tych mnichów… Obawiam się czegoś z ich strony.
- Wierzcie mi, lepiej nie ujawniać naszych zdolności- powiedział Aang.
Cała trójka wraz z mnichem na czele weszła do klasztoru. Był skromny. Mnóstwo korytarzy i dwa piętra. Schody wiodły na pierwsze piętro. Korytarze długie. Wydawałoby się jakby były tam setki drzwi do pokoi. Mnich oprowadził ich po sali treningowej oraz po miejscu medytacji. Wreszcie opuścił ich pozostawiając w jadalni.
- Może zostaniemy tu na noc?- spytał Aang- Chciałbym zobaczyć jak żyją.
- Ale przecież wiesz co mówiła Toph. Ona umie wyczuć kłamstwo mimo że tego nie widzi ani nic.- powiedziała Katara.
- Ale Kataro…- upierał się Aang- Słuchaj może nauczymy się czegoś od nich. A to że Toph ma jakieś przeczucie nie oznacza że to się może spełnić. Najwyżej zachowamy ostrożność. A i nie możemy ujawniać faktu że jesteśmy magami…
Nagle usłyszeli jak drzwi do pokoju otworzyły się. Aang aż podskoczył. Podszedł do nich znajomy mnich.
- To jest obecny mistrz w klasztorze.- powiedział po czym przestawił mistrza Shao Lin- Oto nasz mistrz, wielki Lao Den Zu.
Aang i Katara ukłonili się na znak szacunku dla mistrza.
- Witajcie podróżni. Miło nam gościć was w naszych progach.- powiedział mistrz.
- Dziękujemy mistrzu za gościnę.- powiedziała Katara.
- Gościmy każdego podróżnego.- powiedział mistrz.
W tym samym czasie reszta mnichów zbierała się by zasiąść do stołu. Wszyscy któzy wchodzili na salę spoglądali na przybyłych do klasztoru. Jednak natychmiast odwracali wzrok.
- Zasiądźcie z nami do stołu- zaproponował mistrz Shao Lin.
Nikt nic nie mówił przy jedzeniu. Jak na mnichów mieli bardzo pożywne posiłki. Było to za sprawą tego że dużo trenowali a musieli mieć na to dużo energii.
Wszyscy zasiedli do stołu. Katara uważnie przyglądała się mistrzowi Shao Lin. Aanga nic nie obchodziło prócz miska z jedzeniem. Dawno nie jadł. Nie zauważył że mistrz obserwuje go najbardziej. Aang miał pochyloną głowę. Mistrz Shao Lin głęboko nad czymś myślał. Jadł bardzo wolno patrząc wciąż na Aanga. Niektórzy mnisie zwrócili na to uwagę. Jednak nie odzywali się. Mistrz wciąż patrzał na tatuaże Aanga. Spojrzał na ręce. Tam rówież zobaczył niebieskie tatuaże. Katarę zaniepokoiło spojrzenie mistrza Shao Lin na Aanga. Czuła niepokój w swoim sercu.
***
Aang, Katara i Toph poszli do sali treningowej. Różne rodzaje broni stały z boku. M.in. shurikeny, noże, miecze i nunchaka. Pośrodku sali rozłożone były materace. Obok nich ławka dla czekających na trening. W koncie sali stały różne przyrządy do ćwiczeń i rozciągania mięśni.
Tuż za trójką przyjaciół wszedł mistrz Shao Lin. W zwyczaju mnisi mieli to że pokazywali walkę przybyłym.
Katarze jednak nie podobało się to.
- Weź wyluzuj Kataro.- powiedziała szeptem Toph- W razie czego użyjemy naszych mocy.
***
W międzyczasie z boku sali mistrz i jeden z mnichów rozmawiali ze sobą.
- Myślisz mitrzu że nasi goście to magowie?- spytał mnich.
- Tak- odpowiedział Lao Den Zu- Mam takie przeczucie.
- Łatwo można to sprawdzić, walcząc z chopakiem- powiedział mnich.
- Dlatego zrobimy tak- powiedział Lao- Spytasz ich czy chłopak nie chcialby stoczyć z tobą walki. Na pewno się zgodzi. Będziesz go zaciekle atakował. W pewnym momencie chwycisz nunchaku i uderzysz. Chłopak będzie bezbronny.
- Ale najpierw chcemy zrobić pokaz. Trzeba go zachęcić. Po jego stroju widać że jest mnichem. Jednak ciekawe co oznaczają jego tatuaże?- powiedział mnich po czym odszedł.
Wybrał innego mnicha do walki.
Gong zabrzmiał. Oboje mieli w ręce nunchaka. Z wielką precyzją używali swej broni. Widać było dokładność. Aang skojarzył sobie walki magów powietrza. Mnisi umieli tak zginać kręgosłup jak nomadowie powietrza. Płynne ruchy świadczyły o latach treningu.
Toph była bardzo zainteresowana ich stylem. Wyczuwała każdy ruch. Katara również zapomniała o przeczuciu Toph. Obie dziewczyny pochłonięte były widokiem walki. Aang również. Wyobrażał sobie co robiłby na miejscu tych dwóch mnichów.
Kątem oka Lao Den Zu patrzył na nich. Nikt nie zwrócił na to uwagi.
W pewnej chwili jeden przeciwnik upadł. Jednym słowem przegrał walkę.
Zwycięzca podszedł do Aanga.
- Chciałbyś ze mną walczyć?- spytał.
- Tak, jasne!- powiedział podekscytowany Aang.
Katara szepnęła mu na ucho:
- Uważaj. I nie wykorzystuj magii.
- Jasne, nic się nie bój Kataro- powiedział uśmiechnięty Aang po czym poszedł na materace wraz ze zwycięzcą z poprzedniej walki.
Oboje stanęli w odległości kilku metrów. Ukłonili się sobie po czym przygotowali się do walki. ” Tak myślałem” pomyślał w duchu mistrz. Domyślał się że Aang zna się troche na walce. Stwierdził to już zanim walka się zaczęła. Aang stanął naprzeciwko swojego przeciwnika. Gong zabrzmiał. Przeciwnik zaczął natychmiast atakować podwójnymi ciosami. Aang oberwał pięścią w brzuch. Szybko się pozbierał. Unikał wszystkich ciosów na wszelkie sposoby. Wszyscy mnisi przecierali oczy ze zdumienia jak robi sprawnie uniki. Przewrót ze skokiem w tył nie był mu obcy.
- Aang!- krzyknęła Toph- Zacznij atakować!
Aang wziął to sobie do serca. Jednak trudność sprawiały mu ataki bez magii. Zauważył to przeciwnik. Nagle wchycił nunchaku. Broń wydawała się przedłużeniem jego kończyn. Aanga totalnie to zaskoczyło. Mnich ruszył na niego z wielkim szturmem. Używał najlepszych ciosów jakie znał. Aang zdołał go odepchnąć i przebiec na drugi koniec ringu materacowego. Nim się obejrzył mnich już biegł ku niemu. Podskoczył bardzo wysoko. Z półobrotu chciał uderzyć Aanga nogą. Aanga to przeraziło. Nie myślał o tym że nie wolno mu używać magii. Inaczej wylądowałby w szpitalu. Zanim przeciwnik zdąrzył wykonać półobrót Aang odepchnął go za pomocą magii na drugi koniec. Jego przeciwnik leżał. Nikt nie wiedział jak on to zrobił. Wszyscy pomyśleli że zadał cios. Tylko Katara i Toph wiedziały co zrobił. ” To mag” pomyślał mnich. Poczuł ostry podmuch wiatru gdy chciał go zaatakować. Nie wiedział jednak kim Aang jest. Mnich biegł z nunchaku w ręce do dziewczyn. Aang w sekunde znalazł się przy nich. Mnich chciał zadać cios Katarze która była w tym samym szoku co Aang i widzowie. Jedynie mistrz nie okazywał tego. ” Jeszcze kilka metrów i uderzy na Katarę” pomyślał Aang. Poczuł energię i ciepło płynące w jego ciele. Nie był w Stanie Avatara. Z jego rąk buchnął płomień który osłonił dziewczyny. Wszyscy to widzieli. Mnisi byli w totalnym szoku.
- To Avatar!- krzyknął Lao Den Zu- Brać go.
Mnisi chwycili broń. Aang Katara i Toph ruszyli w stronę ściany. Toph rozbiła część ściany na drobny mak. Pył okrył wszystkich mnichów.
- Szybko!- krzyknęła Toph- Musimy stąd zwiewać!
Nim dokończyła mnisi otoczyli ich. Stanęli po środku placu. Stali na trawie. Wiatr dął z całej siły. Aang wystrzelił płomienie ze swoich rąk. Utworzył ognistą barierę która oddzieliła ich od mnichów. Mała sadzawka stała obok Aang i Katara zaczerpnęli z niej wody. Utworzyli wodne bicze. Mnisi w tym czasie gasili ogień. Wszyscy mieli miecze i noże. Mnóstwo wojowników ruszyło na nich. Toph rzucała w nich głazami. Byli jednak zbyt szybcy. Toph powalała ich jednak małym kopnięciem pięty w ziemię. Tworzyły się podkopy. 5 dużych masztów ziemnych wystrzeliło w górę powalając kolejnych. Jeden mnich zaczął atakować Katarę. Odpierała jego ataki ale był zbyt szybki. Aang powalił go magią powietrza. Utworzył tornado które powaliło ich wszystkich.
- Aang! Zrób coś z nimi.- powiedziała Katara- Są strasznie szybcy!
W tym samym czasie około 10 mnichów zaatakowało Katarę. Odpychała ich wodnymi biczami, kulami i małymi falami oraz ostrymi soplami.
Aang nie mógł znieść tego widoku. Byli w końcu pokojowo nastawieni i nie chcieli żeby mnisi uznali ich za nieprzyjaciół. ” Muszę to zakończyć. To ja to zacząłem więc ja to skończę w jedyny możliwy sposób…”. Aang przymknął oczy. Jego tatuaże rozbłysły. Mnisi, którzy biegli na niego szturmem z bronią przerazili się. Lao Den Zu też był w szoku. Jeden mnich podbiegł do niego i spytał:
- Co mamy robić mistrzu? On jest w Stanie Avatara i nie mamy z nim szans.
Nim się obejrzano potężny podmuch wiatru powalił ich wszystkich. Woda porwała ich broń. Zamieniła się w lód. Nikt nie mógł się ruszyć. Nawet mistrz Shao Lin miał zamrożone nogi. Aang wystąpił ze Stanu Avatara. Powoli ominął wszystkich. Katara i Toph szły za nimi. Mnisi byli przegrani. Aang w stanie Avatara potrafił zastąpić wojsko całego kraju.
- Czego chcecie, Avatarze?- warknął mistrz spuszczając głowę.
- My niczego- powiedział Aang- Przyszliśmy tu by zobaczyć walkę bez magii. Nie myśleliśmy jednak że nie lubicie nas magów. Dopiero gdy usłyszałem dlaczego się uczycie walczyć postanowiłem zataić przed wami nasze zdolności. Przybyliśmy tu bo jesteśmy u Władcy Ognia. Zawsze chciałem zobaczyć waszą walkę i zobaczyłem. Nie chciałem was atakować. A wręcz odwrotnie, to WY atakowaliście NAS. Nie na odwrót.
Po tych słowach Aang przywrócił wodzie stan ciekły. Mnisi chcieli atakować. Mistrz podniósł rękę na znak zaprzestania ataku.
- Podsumowując przyszliśmy tu w pokojowych zamiarach- powiedziała Toph.
- A skąd mamy wiedzieć czy nie zrobisz nam czegoś?!- krzyknął mnich do Aanga.
- Nic wam nie zrobię- odpowiedział Aang- Macie moje słowo. Słowo Avatara. A co do magii powiem wam tyle: nie każdy mag jest zły. Macie wielki talent i dorównujecie każdemu magowi w walce. Nikt was nie będzie atakował. Bynajmniej żaden z moich przyjaciół was nie zaatakuje. Nic nie powiem Zuko, bo by go poniosło i kazał was aresztować. Jesteście świetnymi mistrzami. Nie chcę wnikać w to czemu nienawidzicie magów.
- Ja też nie- powiedziała Katara- Macie rany dlatego że straciliście krewnych przez magów. Ale uwierzcie że większość magów zmieniła się. Choć są jeszcze magowie-okrutnicy. Prześladują bezbronnych ludzi. Gdy to widzicie pomóżcie słabszym. Oni będą liczyć na was.
- Przepraszam was w imieniu wszystkich- powiedział mistrz Lao- Wybaczcie nam złe osądzenie.
- Wybaczamy- powiedział Aang- Kiedyś sam musiałem zapomnieć o tym że straciłem przyjaciół przez magów ognia. Zapomniałem i wybaczyłem. Wy też musicie wybaczyć a przede wszystkim pozwolić odejść tym ludziom których kochaliście. Oni żyją tuż przy was ale wy ich nie widzicie.
- Dziękujemy Avatarze.- powiedział Lao- Od teraz jesteśmy zawsze po twojej stronie. Możliwe że nasza pomoc kiedyś ci się przyda.
- Dziękujemy.- powiedział Aang- My powinniśmy już iść. Zuko pewnie sie niecierpliwi.
Aang, Katara i Toph wyszli z klasztoru. Wejście powoli się zamknęło.
- Mądrze zrobiłeś- powiedziała Toph trącą go mocno w bok.
- Ałł, dzięki- powiedział Aang.

Księga 4 Rozdział 8: Przygody w szpitali

- Gdzie Katara?- spytał widząc tylko Toph.
- Poszła porozglądać się po oddziale. Powiedziała że nie chce leżeć bezczynnie. Są tutaj dzieci i ona chce im pomóc.- powiedziała po czym z powrotem zaczęła z nudów używać magii ziemi na kamykach które leżały na stoliku.
Aang wyszedł z sali. Zobaczył Katarę w jednej z sal. Nie było pielęgniarek. Uzdrawiała rannego chłopca.
- O cześć Aang- powiedziała zaskoczona- To jest Jun.
Chłopczyk o imieniu Jun miał jakieś 4 lata. Został ranny w ramię.
- Witaj Jun-powiedział Aang.
Chłopczyk nic nie odpowiedział.
- Jun jest nieśmiały- powiedziała Katara do Aanga szeptem- Został ranny. Jego rodzice nie żyją. Ich dom zawalił się. Jun został ranny.
- Aha. Nie martw się Jun. Katara to świetna uzdrowicielka. Tak przy okazji jestem Aang- powiedział po czym usiadł obok Katary.
- Jesteś Avatarem…- powiedział cicho chłopiec. Nie wierzył własnym oczom że poznaje w tej chwili samego mistrza 4 żywiołów.
- Nazywaj mnie Aang- odpowiedział.- Chciałbyś żeby Katara cię uzdrowiła. Jest magiem wody i wierz mi zna się na rzeczy.
- Tak. Chciałbym stąd wyjść. Nikt mnie nie odwiedza- powiedział ze smutkiem Jun.
- Spokojnie. Poznasz przyjaciół dla których będziesz na prawde ważny- powiedział Aang- Ja też nie mam rodziców ale poznałem Katarę, Sokkę. Oni pierwsi mi zaufali. Staliśmy się przyjaciółmi na dobre- powiedział Aang z myślą że pocieszy chłopca.
- Mówisz? Mam kilku przyjaciół. Ale trafię do domu dziecka.- powiedział Jun.
- Wiesz, no ja nigdy tam nie byłem.- powiedział Aang.
- Znajdą ci nowych rodziców którzy też będą cię kochać- powiedziała Katara.
Po tych słowach Katara wzięła się za uzdrawianie ran chłopca. Woda błyszczała. Jun patrzył na błyszczącą wodę. Miał duże brązowe oczy. Miał czuprynę gęstych włosów. W oczach odbijał się blask wody. Widać że był inteligentny mimo swojego wieku.
- Chciałbym być magiem…- powiedział rozmarzony Jun.
- A ja chciałbym być tylko magiem powietrza. Nie Avatarem- powiedział Aang.
- Jak to?- spytał chłopiec.
- Wiem, niby fajnie jest panować na czterema żywiołami.- powiedział Aang- Jednak ja nie chciałem być Avatarem. Mieli mnie przenieść bym mógł się uczyć ale uciekłem. A potem spędziłem 100 lat w górze lodowej. Ale z jednej strony tak miało być. Żeby być kimś wielkim nie musisz być magiem.
- Na prawdę?- pytał zdziwiony Jun.
- Tak.- powiedział Aang.
Chłopiec położył się z powrotem. Przypomniał sobie swoich rodziców. Ich twarze. Nagle łzy pociekły mu ciurkiem z oczu. Katara przytuliła go mówiąc:
- Nie martw się, będzie dobrze. Oni zostaną w twoim sercu. Nawet jeśli teraz płaczesz. Oni widzą to z innego świata. Nie chcą na pewno byś płakał…
- Wiem. Ale nigdy ich już nie zobaczę…- powiedział Jun łkając.
Przypominały mu się kazde chwile spędzone z rodzicami. Nie mógł uwierzyć że już ich nie ma. Nagle cała trójka usłyszała czyjeś kroki. Na oddział weszli rodzice Juna.
Chłopiec zerwał się jakby go ktoś postrzelił.
- Mamo! Tato!- krzyczał wciąż ze łzami w oczach. Katara sama z lekkim uśmiechem na twarzy miała łzy. Dużo by dała by widzieć swoich rodziców a w szczególności swoją mamę.
Rodzina wpadła w uścisk. Chłopiec zobaczył tatę o kulach oraz mamę ze złamaną ręką. Tuż za nimi weszł pielęgniarka.
- A więc to jest wasz syn? Będziecie tu razem a za kilka dni wyjdziecie.- powiedziała- No, no, no… Widzę że już ci lepiej. Rana zniknęła. Wyjdziesz razem z rodzicami.
- Taaak!!!- krzyknął uradowany Jun- Dziękuje Kataro. Dzięki Aang. Dziękuje za dodanie mi nadzieji i za pocieszenie.
- Nie ma sprawy.- powiedziała Katara z uśmiechem na twarzy.
Aang i Katara wyszli.
- Jak tam Aang z żywiołami? Roko pomógł Ci?- spytała zaciekawiona Katara.
- Roko nie tylko Kyoshi.- powiedział Aang- Powiedziała że odnowiła moje połączenie z żywiołami. Muszę medytować. A i wyobrażać sobie że któryś z żywiołów jest częścią mojego ciała.
- Można to sprawdzić- powiedziała Katara.
Oboje wyszli ze szpitala. Pielęgniarki zezwoliły na to by Katara mogła wychodzić przed szpital.
- Kataro, gdzie idziemy?- spytał lekko zdziwiony Aang.
- Jak to gdzie? Do fontanny.- powiedziała- Musimy sprawdzić czy Kyoshi pomogła ci.
Stanęli przy fontannie. Katara zaatakowała kilkoma soplami Aanga. Aang w samą porę zareagował. Roztopił sople i oddał atak. Katar obroniła się. Po chwili powiedziała:
- Masz dobry refleks. Widzę że metoda Kyoshi zadziałała. Tylko że musisz uważać by to zerwanie się nie powtórzyło.
- Wiem. Spójrz środek dnia a mało ludzi. Nie ma ich zupełnie.- powiedział Aang wskazując na pozamykane stoiska. Ludzie uciekali do domów i zamykali sklepy.
Katara i Aang zobaczyli trzy ogromne sylwetki. Byli to umięśnieni nastolatkowie. Byli postrachem całej tej dzielnicy. Aang wyglądał przy nich jak krasnal. Był to typowy gang złodziei.
Pewien staruszek zbierał się ze swoim stoiskiem z kapustą. Cała trójka podeszła do niego. Jeden z nich jednym uderzeniem kuli ognia rozwalił cały jego stragan. Kapusta poleciała we wszystkie strony.
- Moja kapustka! Moja kapustka!- krzyczał na cały głos staruszek. Próbował ratować jeszcze swoją kapustę. Nagle jeden z bandytów chwycił go za ubranie i przycisnął do ściany. To wyprowadziło Aanga z równowagi.
- Zostawcie go!- krzyknął.
- Bo co nam zrobisz smarku?- powiedział prawdopodobnie przywódca grupy- Kian, Shun zajmijcie się nim.
Przywódca wypuścił staruszka. Odpuścił sobie rabowanie go. Z wielką chęcią chciał zobaczyć jak jego kumple łamią kości Aangowi.
Kian i Shun ruszyli na Aanga jak stado wściekłych dzików.
- Aang uważaj!- krzyknęła Katara po czym dołączyła się do walki.
Kian i Shun nic sobie z niej nie zrobili. Żaden z nich nie wiedział z kim mają doczynienia.
Gdy Kian i Shun dobiegali do Aanga, Aang wyobrażał sobie w tym czasie swoją jedność z powietrzem. Gdy byli bardzo blisko Aang z otwartych dłoni utworzył taki podmuch że powalił on ich obydwóch.
- No robi się ciekawie.- powiedział sam do siebie przywódca złodziei.
- Chao, chodź tu i pomóż nam- krzyknął Shun podnosząc się z ziemi.
- Spokojnie. Damy radę- mówił Chao- Już niejednego maga pokonaliśmy.
Kule ognia poleciały w stronę Aanga. Aang użył magii powietrza i rozwiał kule. Katara dobiegła do niego.
- Dam sobie radę.- powiedział Aang- Ty byłaś już poparzona więc odejdź stąd.
- Jesteś pewien Aang?- spytała zaniepokojona dziewczyna.
- Tak- powiedział po czym natychmiast ją odepchnął. Zobaczył bowiem jak głazy lecą w ich stronę. Kilkoma ciosami przebił trzy kamienie. Pył posypał się z nich tak że nie było go widać.
- No to już po nim- stwierdził Kian zadowolony z siebie. Pył opadł. Wszyscy trzej przetarli oczy gdy zobaczyli że Aang stoi a głazy zamieniły się w odłamki skalne.
Aang miał za sobą fontanne. Skorzystał z ich nieuwagi. Obrócił się po czym paroma ruchami rąk poprowadził ogromną falę prosto na nich. Nim się obejrzeli fala powaliła ich na plecy. Byli cali mokrzy.
- Chodźcie, spadamy stąd.- powiedział Chao podnosząc się z ziemi- Nie mamy szans z Avatarem.
Wszyscy biegiem otrzepali się z pyłu po czym rzucili się do ucieczki.
Ludzie którzy ukryli się w swych domach powychodzili. Mieli szeroko otwarte oczy. Widzieli wszystko gdy tylko usłyszeli wybuch stoiska z kapustą. Wszyscy wiwatowali na cześć Aanga. Tłum wyszedł na ulicę. Jednak szybko się rozstąpił.
Aang i Katara wrócili do Toph.
- Co wyście tam wyprawiali beze mnie?- spytała dziewczyna gdy weszli na oddział- Wszystko widziałam. Widziałam co zrobiłeś tym opryszkom. Niezły jesteś, Iskrzące Paluszki.
- Dzięki- powiedział Aang- A tak przy okazji czemuś my cie nie widzieli?
- Stałam przy wyjściu- powiedziała Toph biorąc jabłko które leżało na stole.
Aang i Katara wzruszyli ramionami.
- A ty co robiłaś?- spytała Katara.
- A posiedziałam przez chwile. Potem spytałam się czy moge wyjść poza szpital no i widziałam twoją walkę.- powiedziała Toph wskazując na Aanga.

Księga 4 Rozdział 7: Odnowienie Połączenia

Trzask drzwi wybudził Aanga ze snu. Była 3 w nocy. Aang wyszedł na korytarz. Utworzył mały płomień ognia. Aang wyszedł na korytarz. Nikogo nie było. Po raz kolejny usłyszał trzask drzwi. W tym samy momencie płomień na jego ręce zgasł jakby ktoś zdmuchnął go. Spróbował utworzyć kolejny. Niestety nic z tego nie wyszło. Obrócił się. Nikogo nie było na korytarzu. Ani pacjentów ani pielęgniarek. ” Chyba się przesłyszałem” pomyślał Aang.
Martwił się jednak tym swoim kolejnym nieudanym płomieniem. Spróbował po raz kolejny i nic nie wyszło. Chciał zaczerpnąć wody za pomocą magii. Też nic. Woda nawet się nie poruszyła. Zupełnie tak jakby nie był Avatarem.
Spróbował zasnąć. Szybko mu to poszło.
***
Rankiem niewielki tłok panował w szpitalu. Gdy Aang obudził się Katara i Toph nie spały. Reszta pacjentów również.
- No, no, no… Ktoś tu zaspał- powiedziała Toph.
- Aang, co tak długo spałeś?- spytała Katara- Zazwyczaj to ty wstajesz wcześniej od nas.
- Wiem. Miałem troche niespokojną noc…- odpowiedział Aang.
- Jak to?- spytały obie dziewczyny naraz.
- Słyszałem trzask drzwi- zaczął opowiadać Aang.- Wyszedłem na korytarz. Było ciemno więc utworzyłem płomień. Okazało się że nikogo nie było. Nagle usłyszałem kolejny trzask. Płomień na mojej ręce zgasł. Spróbowałem utworzyć drugi jednak nie udało się. Obróciłem się i nikogo nie było. Magia wody też mi nie wychodzi. Próbowałem kilka razy ale nic się nie stało. Woda nie drgnęła a ogień też się nie pojawił.
- A nie mógłbyś spróbować teraz?- spytała Katara.
- Jasne że mogę. Ale lepiej nie ogień…- powiedział Aang.
- Masz racje, jeszcze spalisz cały szpital- powiedziała Toph. Katara i Aang spojrzeli na nią ze złością. Jednak dziewczyna i tak tego nie widziała.
Aang spróbował utworzyć kulkę wodną. Woda nie drgnęła ani trochę.
- Co się ze mną dzieje?- spytał sam siebie zasmucony Aang.
- Nie martw się, będzie dobrze- powiedziała Katara. Sama jednak w to nie wierzyła.
- Łatwo ci gadać Kataro- powiedział Aang.- Będę próbował aż do skutku.
Chłopak wyszedł ze szpitala i usiadł przy fontannie. Woda pryskała na niego. Chłopak znowu spróbował utworzyć kulę wodną. Woda robiła swoje. Nie słuchała Avatara w ogóle. Tak jakby nigdy nie był Avatarem.
Chłopak zobaczył kilka kamyków. Miał pole do popisu. Rano przed szpitalem nie było ludzi. Aang był sam. Spróbował ruszyć kamyki. Niestety nic nie wyszło. Żaden z kamyków nie poruszył się. Ogień też nie pojawił się na ręce Aanga. ” Ja za niedługo oszaleję” pomyślał Aang.
Kiedy wrócił do szpitala na oddziale leżały tylko Katara i Toph. Zdał im relację z tego czego nie potrafi zrobić.
- A magia powietrza?- spytała Katara
- Nie wiem nie próbowałem.- wzdychnął Aang.
Wstał z krzesła, zamknął drzwi. Użył podstawowego ruchu do utworzenia wiatru. Nic się nie stało. To totalnie dobiło Aanga. Załamał się.
- Spokojnie Aang- pocieszała go Katara.
- Jak mam być spokojny kiedy straciłem panowanie nad żywiołami?!- krzyknął Aang.
- Rozumiem cię- powiedziała Toph- Może masz okres słabości?
- Nie. Nigdy go nie miałem. Wczoraj było normalnie a dzisiaj totalna porażka- powiedział zasmucony.
- Może to tkwi w twoim duchu…- zasugerowała Katara.- Myślę że to problem duchowy. Pójdź do świata duchów. Twoje poprzednie wcielenia powinny ci pomóc.
Aang wyszedł. Postanowił popytać się przechodniów gdzie magowie ognia medytują. Wszycy powiedzieli żeby udał się do Łąki Ognia. Było to zagranicą miasta. Aang spytał się żołnierzy gdzie to jest. Wskazali mu drogę.
Gdy Aang dotarł przyjął pozycję lotosu.
Łąka była święta. Pochodnie paliły się z każdej strony. Łąka ta prowadziła do Świątyni Ognia. Świątynia powstała kilka tysięcy lat temu. Od tego momentu mnisi strzegli Świątyni. Jednak było ich mało. W pewnym czasie Świątynia opustoszała. Mało kto ją odwiedzał. Jednak przed wybuchem wojny została odnowiona tak że z powrotem nadawała się do medytacji.
Po kilku minutach tatuaże Aanga zaczęły świecić. Miał zamknięte oczy. Szybko dostał się do Świata Duchów. Natychmiast spotkał swoje poprzednie wcielenie.
- Witaj Aang.- powiedział Avatar Roko.
- Witaj.- odpowiedział Aang- Chciałem zwrócić się o pomoc do ciebie. Mam problem z wszystkimi żywiołami. W ogóle nie moge tkać ognia, powietrza, wody i ziemi. Nie wiem co się stało. Władam nimi dopiero w Stanie Avatara ale nie mam zamiaru. W nocy straciłem zupełnie panowanie nad żywiołami. Nawet nie panuje nad powietrzem…
- Cóż, musiałeś stracić swoje połączenie z żywiołami.- odpowiedział Roko.
- Jak to?- spytał zaskoczony Aang.
- Jednak dziwi mnie fakt że nie możesz panować nad powietrzem. Jest to twój główny żywioł który jest częścią twojej duszy. Reszta żywiołów jest z pewnej strony mniej ważna. Każdy Avatar miał swój ulubiony żywioł. Jednak ja nigdy nie straciłem nigdy panowania nad żywiołami. Niestety nie mogę ci pomóc Aang…-powiedział Roko.
- To kto może? Kyoshi?- spytał zrozpaczony Aang.
- Spytaj się jej. Ja nic nie mogę zrobić.- powiedział Avatar Roko po czym zniknął.
W miejscu gdzie przed chwilą stał Roko pojawiła się Kyoshi.
- Witaj Aang. Mogę jakoś pomóc?- spytała Avatar Kyoshi.
- W sumie to mam problem. Straciłem łączność z wszystkimi żywiołami. Roko powiedział że nie może mi pomóc. Sam nie rozumiem czemu tak sie stało. Nawet nie panuje nad powietrzem.-powiedział Aang.
- Każdy żywioł jest częścią twojej duszy. Spróbuję ci pomóc- powiedziała Kyoshi.
Po czym dotknęła dwoma palcami ramię i środek głowy Aanga.Przymknęła oczy. Tatuaże Aanga zaświeciły tak jak w Stanie Avatara. Oczy Kyoshi również. Trwało to kilka sekund.
- To powinno ci pomóc- powiedziała Kyoshi- Odnowiłam twoje połączenie z żywiołami. Teraz musisz wracać. Musisz uważać by to połączenie nie zostało z powrotem zerwane.
- Jak mam to zrobić?- spytał Aang.
- Musisz odczuć w czasie medytacji że każdy żywioł jest częścią ciebie. Musisz stać się nim. Jeśli tego nie zrobisz tylko w Stanie Avatara będziesz mógł panować nad czterema żywiołami.- powiedziała Kyoshi.
- A co z powietrzem?- spytał Aang- To mój żywioł numer jeden. Też muszę odnawiać z nim łączność?
- Tak- odpowiedziała Kyoshi po czym zniknęła.
Aang usiadł z powrotem w tej samej pozycji i w tym samym miejscu co sie znalazł. Zamknął oczy.
***
Żar lał się z nieba. Było samo południe. Aang otworzył swoje oczy po czym wstał z ziemi. Musiał wracać do szpitala.

Księga 4 Rozdział 6: Bunt Żołnierzy

rójka przyjaciół szła miastem. Był sam środek południa. Aang, Katara i Toph zawędrowali w zakamarki miasta. Nigdzie nie panowała bieda.
Przyjaciele dotarli do placu w samym środku Stolicy Narodu Ognia. Było tam mnóstwo ludzi ale głównie żołnierzy. Jakieś 5 tysięcy. Nagle żołnierze ognia rozpoczęli swój bunt. Zaczęli podpalać domy. Co gorsza wszyscy byli magami ognia. Ludzie zaczeli krzyczeć. Niektórzy ginęli w płonących domach. Nie wszycy się uratowali.
Nagle jeden z żołnierzy krzyknął:
- To Avatar! To przez niego straciliśmy to co mieliśmy od Ozaia!
Kilkanaście ognistych kul poleciało w stronę Avatara. Był w takim szoku że nie zdążył zareagować. Tuż przed nim wyrosła kamienna.
- Aang, co z tobą?- spytała Toph- Oni nas atakują!
- Ich jest jakieś 5-6 tysięcy!- krzyknęła Katara powalając wodnym biczem jednego z atakujących żołnierzy.
Aang otrząsnął się z szoku. Musiał szybko zacząć walczyć i gasić pożary.
Kolejne kilkanaście kul ognia poleciało w jego stronę. Toph i Katara powalały żołnierzy. Aang osłonił się ogniem po czym zaczął atakować magią ziemi. Używał od czasu do czasu magii ognia by móc się osłonić. Dojrzał fontannę. Z wody zrobił falę która powaliła część magów ognia. Jednak to zwróciło uwagę następnych. Kule ognia poleciały. Zdmuchnął je za pomocą magii powietrza. Nim się obejrzał kilkadziesiąt kul ognia poleciało w jego stronę. Utworzył ścianę by się osłonić. Żołnierzy przybywało. Większość z nich skupiła się na Avatarze. Katara i Toph podbiegły do Aanga. Żołnierze ognia otoczyli ich. Kolejne kule poleciały w ich stronę. Aang spróbował utworzyć ścianę wokół nich. Nie udało mu się. Ziemia pod nogami zatrzęsła się. Lekko podniosła się po czym opadła. Powstał pył. Toph szybko osłoniła ich magią ziemi. Odzdzieliła ich od żołnierzy. Aang dyszał ciężko.
- Aang, przestań używać wszystkich magii. Używaj magii powietrza- powiedziała Katara- To twój żywioł…
- Ekhm, a może przestaniecie gadać. Ciosy magów są coraz silniejsze a ja nie dam rady utrzymywać zbyt długo tej ściany- powiedziała Toph przerywając Katarze.
Ściana szybko osunęła się. Poleciało kilkaset kul w ich stronę. Aang szybko zareagował magią powietrza. Zaczął zadawać najsilniejsze ciosy jakie znał. Katara i Toph równie dobrze atakowały.
Katara stawała się coraz lepszym magiem wody. A o Toph nie trzeba było wiele mówić.
Nagle Aang stracił kompletną kontrolę nad swoim żywiołem. Jeden z żołnierzy zawołał drwiącym głosem:
- Proszę, proszę, proszę… Najpotężniejszy człowiek stracił kontrolę nad swoim głównym żywiołem. Jesteś słaby Avatarze. Co z tego że masz moc czterech żywiołów jak nad nimi nie władasz?
- Nie słuchaj go Aang.- powiedziała Katara- Jesteś silny a oni ci zazdroszczą tego co masz. Nie słuchaj go!
- Katara ma rację. W magii dorównałeś największym mistrzom.- powiedziała Toph.
Nagle kilka sporych kul ognia poleciały w kierunku Toph i Katary. Dziewczyny został poparzone. Nie zdążyły zareagować.
W Aangu kipiała złość.
- Katara! Toph!- krzyknął- Nic wam nie jest?
Nie otrzymał odpowiedzi. Dziewczyny zemdlały z bólu.
Aang myślał że je zabili. Z jego oczu pociekły łzy, które szybko zamieniły się w gniew. Tatuaże Aanga zaczęł świecić. Żołnierze troche wystraszyli się. Nie uciekli. Aang osiągnął pełnię swojej mocy. Mieszkańcy byli przerażeni. Sami nie wiedzieli czym: buntem, czy Aangiem w Stanie Avatara.
Aang pocwycił wody z fontanny. Stworzył dosłowną falę tsunami. Nie zalała miasta tylko żołnierzy. Nikogo nie dosięgnęła. Mimo fali która powaliła żołnierzy oni zaczęli tworzyć strasznie duże kule ognia. Całe 5 tysięcy żołnierzy.
Ludzie uciekali. Domy przestały się palić na wskutek fali Avatara. Energia biła z tatuaży Avatara. Nagle między żołnierzami wyrosły ściany. Aang był w powietrzu. W tym samym momencie tysiące kul ognia poleciało w stronę Avatara. Magia powietrza zniszczyła je. Ściany wokół żołnierzy zacisnęły się. Sprawiło to że nie mogli się ruszyć. Aang wyszedł ze Stanu Avatara.
Żołnierze od Zuko przybyli na miejsce. Aang poprosił kilku z nich by pomogli mu zanieść przyjaciółki do szpitala.
Dziewczyny leżały nieprzytomne. Były mocno poparzone.
Pielęgniarki natychmiast zajęły się nimi. W szczególności że dziewczyny były przyjaciółkami Władcy Ognia i Avatara.
- I co z nimi?- spytał Aang gdy jedna z lekarek otrzymała wyniki badań.
- Zostawimy je na kilka dni w szpitalu. Są mocno poparzone. Środki przeciwbólowe powinny złagodzić ich ból. Żeby poparzenia zniknęły będą smarowane maścią na oparzenia.- odpowiedziała pani doktor po czym odeszła.
Aang wszedł na oddział. Było tam mnóstwo dzieci jak i ludzi starszych. Wszyscy pacjenci w szpitalu patrzyli sią na niego. Aanga nie obchodziło to wogóle. Martwił się o przyjaciółki. Jedyną dobrą wieścią jaką otrzymał było to że dziewczyny żyją i nie są zagrożone śmiercią. Czuł się winny temu wszystkiemu.
Katara otworzyła oczy.
- Ała! Co się stało? Gdzie jestem? Co z buntem?-pytała Aanga.
- Ty i Toph zostałyście poparzone. Jesteście w szpitalu. Zostaniecie tu na kilka dni. Zakończyłem bunt. Buntownicy zostali aresztowani- powiedział Aang. Miał ochotę przytulić Katarę. Jednak była poparzona. Nie chciał sprawić jej bólu.
- A co z Toph?- spytała Katara.
- Jeszcze się nie wybudziła. Jak się czujesz?- spytał czule Aang.
- Dobrze… Prócz tego że wszystko mnie piecze…- powiedziała Katara.- Ale nie mam poparzonych rąk. Mógłbyś nalać do miski troche wody. Jak Toph wybudzi się też uzdrowie troche jej poparzenia.
Aang natychmiast wziął miskę w której stała woda. Katara wstała. Miała poparzone nogi i brzuch. Użyła mocy uzdrawiania. Poparzenia zniknęły. Wszyscy pacjenci patrzyli na to z podziwem. Nagle obudziła się Toph.
- Toph!- krzyknął Aang i Katara jednocześnie.- Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć?! Ała… Syyy… Matko, mam poparzone nogi! No to pięknie…- powiedziała załamana dziewczyna.
- Nie martw się. Zaraz cię uzdrowię- powiedziała troskliwie Katara.
Dziewczyna zaraz wzięła się za uzdrawianie oparzeń Toph. W tym momencie weszła pielęgniarka. Zamarła gdy zobaczyła jak Katara za pomocą magii wody leczy oparzenia Toph. Pielęgniarka natychmiast poszła do lekarki.
Gdy przyszła pani doktor zbadała obie dziewczyny.
- Jest w porządku jednak obawiam się że musicie zostać tu na dwa dni.- po tych słowach kobieta wyszła.
- Ooo, nie!- krzyknęła Toph. Dziewczyna padła na swoje łóżko.
- Aang zostaniesz z nami?- spytała Katara- Przecież jest jutro bal…
- Zostanę- przerwał Aang Katarze- Jesteście ważniejsze. Wytłumaczę Zuko co się stało. Na pewno zrozumie.
- Aang, ale głównie to ty miałeś być na balu…- powiedziała Katara z odrobiną żalu w głosie.
- Wiem ale zostanę. Jesteście moimi przyjaciółkami.- powiedział Aang.
- Kataro, daj może już spokój… Został jeszcze Sokka i Iroh- powiedziała Toph.
***
Zuko siedział w swoim gabinecie. Usłyszał jednego ze swoich posłów.
- Panie, panie! Trwa bunt w centrum miasta. Mam wysłać żołnierzy?
- Co?! Bunt?! Tak, wyślij żołnierzy. Niech aresztują wszystkich buntowników.- powiedział Zuko. Myślał o swoich przyjaciołach. Przecież oni tam byli…
- Ludzie mówią że tam jest Avatar.- powiedział posłaniec.
- Domyślam się. Idź i wyślij jak najwięcej żołnierzy.- powiedział Zuko.
Posłaniec zniknął za drzwiami. Natychmiast odstawił papiery na bok. Podszedł do okna swojego gabinetu.
Panorama miasta rozciągała się w każdą możliwą stronę. Zobaczył jak dym płonących domów unosi się. Obawiał się najgorszego. Zobaczył tłum żołnierzy. ” To zapewne buntownicy. Przecież tam jest jakieś kilka tysięcy buntowników.” pomyślał Zuko. Nagle zobaczył błysk. Zobaczył chłopca który uniósł się w powietrze. Zuko zobaczył jak wielka fala powala wszystkich żołnierzy-buntowników. Wśród nich zobaczył dwie znajome dziewczyny.
- Przecież to Katara i Toph!- krzyknął na głos Władca.
Nie wiedział co się stało że dziewczyny leżały na ziemi niczym dwa trupy.
Mimo to Zuko wciąż patrzył przez okno. Wszyscy żołnierze powstali. Szykowali się do potężnego ciosu. Między żołnierzami wyrosły ściany. W tym momencie kilka tysięcy kul ognia poleciało w stronę Avatara. Kule ognia zostały rozwiane przez potężny podmuch wiatru. Ściany uwięziły buntowników w taki sposób że nie mogli się ruszyć.
Zuko zobaczył kilka tysięcy żółnierzy. Aang opuścił Stan Avatara. Władca Ognia zobaczył jak Avatar prosi kilku żołnierzy o coś.
Po pięciu minutach do gabinetu ktoś zapukał.
Był to posłaniec. Miał wieści dla Zuko.
- Panie, Avatar i twoje przyjaciółki poszli do szpitala. Dziewczyny zostały poparzone…
Nie dokończył gdyż Zuko przerwał:
- Co?! Ruszam do szpitala. Muszę je odwiedzić.
- Czy ma iść z tobą kilku żołnierzy?- spytał posłaniec królewski.
- Tak. Ale tylko nie cała armia. Niech idzie ze mną dwóch lub trzech.- rozkazał Zuko.
Chłopak nie chciał by towarzyszyło mu wojsko żołnierzy. Nie było takiej potrzeby.
Dwaj żołnierze towarzyszyli Władcy Ognia. Zuko musiał mieć na sobie swój strój. No i koronę na głowie. Był Władcą Ognia. Nie ważne gdzie się udawał miał nosić szaty Władcy Ognia.
Dziwnie się czuł gdy mieszkańcy Stolicy Narodu Ognia kłaniali mu się. Nie było osoby która nawet ze sporej odległości go nie zobaczyła i nie ukłoniła się.
Gdy dotarł do szpitala i tam wszyscy się kłaniali. Chyba że ktoś chodził o kulach. Jedynie co osoba taka skinęła głową na znak szacunku dla Władcy Ognia. Wszyscy pacjenci domyślali się dlaczego Władca przybył do szpitala. Pracownicy szpitala także kłaniali się Zuko.
Przeszywało go dziwne uczucie gdy tak szedł ulicą i korytarzem szpitala podczas gdy wszyscy mu się kłaniali. Czuł się tym lekko zmieszany.
Wszedł na oddział na którym leżeli pacjenci o stanie stabilnym. Znalazł pokój w którym leżały jego przyjaciółki. Zobaczył Aanga jak z nimi rozmawia. Cieszył się że nic im się nie stało. Radość zalała jego serce.
- Zuko!- krzyknęła Katara.
Aang obrucił się. Zobaczył Władcę Ognia Zuko.
- Witaj przyjacielu!- krzyknął uradowany Aang.
Zuko wydał rozkaz żołnierzom by ich zostawili.
- Jak się czujecie?- spytał Zuko
- Dosyć dobrze. Mamy zostać tu na dwa dni- powiedziała Katara.
- Szkoda, nie będzie was na balu…- rzekł ze smutkiem Zuko.
W głębi serca liczył że spędzą troche czasu razem.
- Mnie też nie będzie- powiedział Aang.- Chcę z nimi zostać.
- Domyślam się…- powiedział Zuko.
Zuko posmutniał trochę. Natychmiast zauważyła to Katara.
- Co się stało?
- Liczyłem że będziecie. Podobno macie lecieć pojutrze…- odpowiedział rozczarowany Zuko.
- Nie. Zostaniemy u ciebie na troche dłużej.- powiedział Aang.- Przy okazji twój stryj będzie nas uczył magii ognia.
- Tak. Ale ostrzegam cię. Jakby uczył mnie błyskawicy to nie stój przypadkiem za mną. Ogień nieraz wybuchał mi w twarz.- powiedział Zuko.
- Eee tam, nie będzie aż tak źle. Twój stryj umie dobrze uczyć.- powiedział Aang.
Przyjaciele długo z sobą rozmawiali. Nadszedł czas kiedy Zuko musiał wrócić do pałacu. Aang postanowił zostać na noc w szpitalu. Po północy usnął.

Księga 4 Rozdział 5: Spotkanie

Avatar wrócił do Świątynii. Nikt o nic go nie pytał.
Drugą połowę dnia chciał spędzić tylko z Katarą. Myśli jego skierowane były tylko wokół niej. Nie wiedział za bardzo jak sprawić, by ten dzień był lepszy i bardziej niezwykły niż pozostałe. Postanowił przygotować piknik na plaży.
Wszyscy byli zajęci. Aang poszedł do kuchni. W spiżarnii znalazł kosz. Przygotował tonę kanapek, wziął kilka szklanek i coś do picia. W swoim pokoju znalazł koc i kilka ręczników w razie gdyby oboje mieli ochotę wykąpać się w morskiej wodzie.
Schował kosz pod łóżko. W pewnym momencie zapukała Katara.
- Aang?- spytała niewiedząc czy jej chłopak znajduje się w swoim pokoju.
- Tak.- odpowiedział.
- Chciałam z tobą pogadać. Na temat tego co się stało.- powiedziała siadając na przeciwko Aanga- Czemu straciłeś wtedy panowanie nad żywiołem? Jak było na treningu magii ognia? Było tak samo?
- Tak. Najpierw mimo wysiłku nie mogłem stworzyć jakiegoś większego płomienia. Płomień taki, że nawet zapałką da się większy zapalić- powiedział ze smutkiem- Potem spróbowałem jeszcze raz. Ogień buchnął z mojej ręki. Tak samo z magią wody. Było identycznie. Sama widziałaś.
- Tak, widziałam- powiedziała Katara- Zdziwiło mnie to. Mogłeś być lekko osłabiony po tym twoim wypadzie do Świata Duchów. I to mnie nie zdziwiło, ale fakt że nagle powstała tak ogromna fala nad którą nie umiałeś zapanować.
- Rozumiem.- powiedział Aang- Wiesz co, najdziwniejsze w tym wszystkim jest to że nad powietrzem panuje tak samo jak ty i Sokka znaleźliście mnie. Na treningu Iroh poprosił mnie bym spróbował utworzyć kulę powietrza. Udało się, mogłem na niej jeździć tak jak zawsze. Nie to co z innymi żywiołami. Gdy Iroh poszedł panowałem normalnie nad ziemią, ogniem i wodą.
- Coś tu nie gra...- powiedziała zamyślona- Gdy byłam początkowym magiem ledwo co umiałam zrobić porządną kulę wody. Woda jest częścią mnie. Bez magii trudno byłoby mi żyć. Tak samo jak ogień jest częścią Zuko, czy ziemia częścią Toph albo powietrze częścią ciebie.
- Wiem... Powietrze jest moim prawdziwym żywiołem. Z resztą nie jest tak. To dziwne uczucie panować nad 4 żywiołami. Wolałbym doskonalić się w jednym.
- Aang, ziemia, ogień i woda także są częścią ciebie. Nieodłączną częścią. Inni Avatarzy też mieli swój główny, ulubiony żywioł który bardziej niż inne był ich częścią.- powiedziała Katara.
- Wiem. Kataro, chciałbym zmienić temat.- powiedział- Chciałabyś pójść może ze mną na piknik?- spytał nieśmiało.
- Oczywiście!!!- krzyknęła Katara- Może to nam poprawi humory... Ale tylko ty i ja?
- Tak.- odpowiedział uradowany Aang.
- To idę się przebrać w jakąś ładniejszą suknię- powiedziała po czym w podskokach wybiegła z pokoju Aanga.
***
Aang po dwóch godzinach zapukał do pokoju Katary. Trzymał w jednej ręce kosz z jedzeniem, kocem i ręcznikami. Gdy Katara otworzyła drzwi pomyślał że to anioł. Zaczerwienił się na jej widok. Włosy spięte w stylu plemienia wody. Śliczna niebieska sukienka. Naszyjnik mamy z symbolem Plemienia Wody . Sukienka była delikatna. Miała kilka wastw jednak gdy wiatr zawiał Katara wyglądała w niej jak sama księżniczka. Miała lekki makijaż. Aang przyznał że bardzo pasowały do niej niebieskie odcienie.
- To co, idziemy?- spytała Katara.
- Co?... Tak,tak- powiedział Aang. Był pod takim wrażeniem że nie dosłyszał jej pytania.
***
- Idziemy pod drzewa. A gdy się rozstawimy i zjemy coś pójdziemy na spacer po plaży, dobrze?- zaproponował Aang gdy szli na plażę.
- Jasne. Wzięłam mój strój kompielowy. Mam nadzieje że też masz swój...- powiedziała Katara.
***

- Katara! Toph! Sokka! Iroh!- krzyknął Aang- Mamy zaproszenie od Zuko! Na bal!
- Bal?!- krzyknęła Toph otwierając drzwi do pokoju- O nie! Znowu te tańce…
- Nie musisz tańczyć jak nie chcesz- powiedziała Katara.
- Wiem ale to okropne gdy inni tańczą i tupią nogami… Dobra pojade ale tylko ze względu na Zuko- powiedziała Toph.
- Aang, a musimy tak wcześnie lecieć. Jest przynajmniej 5 rano!- powiedział Sokka.
- Tak musimy. Jutro jest bal. Zostaniemy na kilka dni u Zuko a potem wrócimy do Świętynii.- odpowiedział Aang.
***
- Hop! Hop!- krzyknął Aang gdy wszycy wsiedli na Appę.
Po kilku długich godzinach lotu pasażerowie usłyszeli:
- Jesteśmy na miejscu.
- No nareszcie!- powiedział Sokka.
Appa wylądował na dziedzińcu królewskim. W tym czasie Władca Ognia wyszedł przyjaciołom na spotkanie. Był przeszczęśliwy gdy zobaczył stryja.
Gdy wszyscy zsiedli i przywitali się z Zuko grupka udała się do pałacu. Był ogromny. Sokka dziwił się jak Zuko się tutaj orientuje. W pałacu dominowała czerwień. Katara miała dosyć tej czerwieni. Miała wrażenie że pali ją w oczy. Gdy tak szli Aang przerwał ciszę:
- Dziękujemy za zaproszenie na bal. To miło z twojej strony. Myśleliśmy że masz teraz tyle obowiązków że aż zapomniałeś o nas.
- Nie jest łatwo zapomnieć o was- przyznał Zuko.
- A co z Ozaiem? Powiedział ci coś na temat twojej mamy?- spytała Katara.
- Nie, nic nie mogę z niego wydusić. Rozmowa z nim nic nie daje. To tak jak walić głową o ścianę. Chyba przejdę na inne metody…- odpowiedział Zuko.
- Nie! Zuko nie rób tego!- krzyknął Aang.
- Bez nerwów panie Guru Dobry Uczynek.- powiedział Zuko- Masz racje ale to ostateczność. Wiem… nie powinienem, ale tak czy siak zasłużył na to. I tu nie chodzi o mnie ale o miliony ludzi którzy ucierpieli przez te wojnę.
- A ja cie rozumiem.- powiedział Sokka.- Jednak, no wiesz… mimo wszystko to twój ojciec.
- A możemy zmienić temat???- spytał Aang- Nie będziemy gadać cały czas o twoim ojcu, no nie?
- Masz racje.- stwierdził Zuko.
- A w mieście nie wybuchają zamieszki?.- spytała Toph- Twój ojciec miał sporo zwolenników no i napewno niektórym żołnierzom nie gra to że ty przejąłeś władzę w Królestwie.
- Początkowo po zakończeniu wojny wybuchały i to dosyć często. Nie zdziwiłby mnie fakt gdyby powstał bunt niektórych żołnierzy.- powiedział Zuko.
- Mamy zamiar przejść się po mieście. Jakby coś wybuchło niepotrzebnego damy rade. Jesteśmy w końcu Drużyną Avatara.- powiedziała Katara.
- Zawołam służbę, pokażą wam wasze pokoje a za godzine widzimy się na dziedzińcu koło stawu z żółwiokaczkami.- powiedział Zuko po czym zawołał służbę.
***
Gdy wszyscy zebrali się w umówionym miejscu Zuko zapytał gości:
- To… co tam u was słychać?
- Od dwóch miesięcy nic się nie działo. Zadomowiliśmy się wszyscy w Świątynii Powietrza.- powiedział Aang- Jednak wczoraj stało się coś na moim treningu. Sam nie wiem jak to nazwać… utratą kontroli nad żywiołami…
Aang nie dokończył. Zuko przerwał mu:
- Jak utratę kontroli nad żywiołami?!
- Normalnie. Katara i Iroh byli świadkami. Najpierw nie mogłem utworzyć kuli wodnej a po krótkiej przerwie stworzyłem taką falę nad którą nie umiałem zapanować- odpowiedział Aang.
- A co z resztą?- spytał Zuko.
- Z ogniem to samo a ziemi nawet nie sprawdzałem. Jedynie z powietrzem było dobrze.- odpowiedział Aang.
- To dziwne. Może to przez to że nie ćwiczyłeś przez te dwa miesiące- zasugerował Zuko.
- Może…- pomyślał Aang.
- Nie przejmuj się. Ja dalej muszę ćwiczyć podstawy. Daleko mi do prawdziwego Władcy Ognia. A z błyskawicą dalej to samo.- pocieszył przyjaciela Władca.- A tobie Kataro jak idzie nauka?
- Dobrze. Mistrz Paku dużo mnie nauczył.- odpowiedziała.
- A co z mocą uzdrawiania? Ćwiczysz ją?- spytał Zuko.
- Nie. Narazie nie. Może kiedyś.- powiedziała Katara.
- A jak inne narody przyjmują twoje plany pokojowe?- spytał Sokka.
- Dobrze. Podpisaliśmy pokój z Plemionami Wody i Królestwem Ziemi. A co do Nomadów Powietrza… Jest problem. Jedynym chodzącym nomadem jest Aang. A armii nomadów to raczej nie stworzysz- powiedział Zuko zwracając się do Aanga.
- Narazie nie. Nie musicie się obawiać że stworzę jakąś niezwyciężoną armię i pokonam was- zaśmiał się Aang.- No chyba że zamiast tworzyć armię wstąpie w Stan Avatara. Mielibyście mały kłopot…
- Mały?! Ty to nazywasz małym kłopotem!- powiedział Zuko śmiejąc się. Na słowa Zuko wszyscy wybuchli śmiechem. Każdy miał już w głowie widok Aanga w Stanie Avatara, który niszczy Stolicę Narodu Ognia.
- Eee tam, nie musisz się mnie obawiać. W końcu współpracujemy ze sobą, a ty należysz do Drużyny Avatara- powiedział Aang.
- Wiem, no ale po tym jak próbowałem cię złapać. Zresztą nie tylko ja…- powiedział Zuko.
- A to to przeszłość. Było minęło…- stwierdził Aang.
- Zuko, my już może pójdziemy na miasto. Później przyjdziemy z powrotem.- zaproponowała Katara.
- Jasne. Idźcie. I tak mam na biórku tonę papierów do podpisania…- powiedział Zuko z niechętną miną na samą myśl o stosie dokumentów leżących na jego biórku.
***
Aang, Katara i Toph wyszli na miasto. Było bardzo tłoczno. W końcu to Stolica Królestwa Ognia. Mnóstwo bazarów i targów było tam. Spokojne, tłoczne miasto żyło swoim życiem. Nikt nie przypuszczał że w tak sopokjnym mieście mogą mieć miejsce bunty żołnierzy.
Avatar z dwoma przyjaciółkami weszli do cukierni. Mieli ochotę coś przekąsić. Popularne były ciastka wróżbą. Kupili trochę. W wielu miastach w Królestwie Ziemi można było spotkać żebrzących. Tutaj wszyscy byli zadbani. Każdy miał wystarczającą ilość pieniędzy. Nikomu niczego nie brakowało.
Gdy skończyli zajadać się ciastkami zobaczyli grę z trzema kubkami. Toph przypomniała sobie jak zorobiła kupę pieniędzy w Królestwie Ziemi poprzez hazard. Katara i Aang z niepokojem zobaczyli jak Toph rusza w kierunku niewielkiego tłumu zebranego wokół tej gry. Toph wyciągła swoją sakiewkę pełną pieniędzy. Wzięła garść monet i zapłaciła. Wszyscy byli ciekawi jak niewidoma dziewczyna wygra pieniądze. Suma była dość pokaźna. Do wygrania 300 sztuk złota. Nic dziwnego że wszystkich ciągło do gry.
Właściciel stosika mieszał kubki jak tylko się da. W końcu przestał. Nie wierzył żeby dziewczyna wygrała. Nie wiedział jednak że to mag ziemi. Toph natychmiast wskazała kubek pod którym znajdował się szczęśliwy kamyk. Właściciel zbladł. Krzyknął: ” To niemożliwe!!! Jak ona to zrobiła?! Przecież jest ślepa…” Tłum zebrany wokół wydał głośny jęk podziwu. Natychmiast Toph dostała gorące brawa. Zabrała sakiewkę ze złotem i wróciła do przyjaciół. Właściciel dalej był w szoku. Ze zmarszczonym czołem zbierał się do domu bełkocząc coś pod nosem.
- Hahaha…, jak dawno tego nie robiłam!- zaśmiała się Toph- To mi przypomina nasze dawne przygody.
- Ej, a co wy na to bym odwiedził szkołę do której chodziłem?- spytał Aang z uśmiechem na ustach.
- Jasne, spotkasz swoją przyjaciółkę. Poza tym nie musimy się dłużej ukrywać- powiedziała Katara- Spójrz na ludzi. Wszyscy wiedzą kim jesteśmy.
- Taa… w szczególności po naszych strojach- skomentowała Toph.
- Mam nadzieje że nauczyciele nie będą mieli mi za złe za to że urządziłem w naszej jaskini potańcówkę- powiedział Aang.
- Na pewno nie. No chyba że chodzi o tego mięśniaka z którym miałeś lekkie problemy- odpowiedziala Toph.
Katara i Toph postanowiły zaczekać na Aanga.
Trwała przerwa gdy Aang wszedł na plac. Zapadła głęboka cisza. Wszyscy się na niego patrzyli. Dawniej widzieli go jako Kuzona a teraz był po prostu Aangiem, Avatarem który wprowadził pokój. Aangowi uśmiech zszedł z twarzy. Zaczął się martwić że nie jest tu mile widziany. Nagle usłyszał krzyk gromadki osób które biegły do niego:
- Kuzon!
Cała jego klasa podbiegła by przywitać go.
- Właściwie nie mówcie do mnie Kuzon. Jestem Aang.- powiedział chłopak.
Wśród tłumu dzieci z Narodu Ognia zobaczył swoją dawną przyjaciółkę. No i jej chłopaka. Gdy tylko chłopak go zobaczył wybuchła w nim wściekłość.
- No i co ty zrobiłeś!- krzyczał tak że było go słychać na całym placu- Przez ciebie rzuciła mnie!
Po tych słowach ruszył do boju. Aang nie chciał z nim walczyć. Unikał tylko jego ciosów za pomocą magii powietrza. Jego przeciwnik zupełnie zapomniał że walczy z najpotężniejszym człowiekiem na świecie.
Chłopak podniósł skałę i rzucił nią w Aanga. W tym czasie wokół nich zebrali się wszyscy uczniowie. Aang bez trudu zniszczył kamień za pomocą magii ziemi. Wszyscy uczniowie otwarli szeroko oczy ze zdziwienia.
Nagle przeciwnik Aanga wyczarował na ręce kulę ognia. Zaczerpnął wody z fontanny która osłoniła go przed ogniem. Przeciwnik dalej rzucał płomieniami. Uczniowie bali się. Wszyscy myśleli że kule ognia trafią w któregoś z nich i poparzą. Ostatecznie Aang musiał zwalczyć ogniem ogień. Nie było innego sposobu. W pewnej chwili Aang przeskoczył za przeciwnika. Użył magii ziemi by ten nie mógł się ruszyć. Za pomocą magii wody otoczył chłopaka poręczą wodną która wnet zamieniła się w lud. Skuł w ten sposób ręce przeciwnika. Potem pociągnął go do tyłu. Tak że wygiął mu ręce. Nim chłopak zdążył  się zorientować Aang utworzył ziemny słup który unieruchomił mu ręce. Aang otrzymał gromkie brawa.
Nagle wszyscy uciekli. Zobaczyli dyrektora szkoły. Dyrektor ucieszył się na jego widok.
- Ach, witaj Avatarze.- powiedział. Spojrzał na bok i zobaczył jednego z uczniów szamaczącego i próbującego uwolnić się z ziemi. Aang uderzył lekko nogą o ziemię. Uwolnił swojego przeciwnika.
- Dzieńdobry. Przepraszam za to zajście. Chciałem odwiedzić przyjaciół ze szkoły. Proszę nie karać go.- powiedział Aang zerkając na przeciwnika.
- Muszę. To nie dopuszczalne.- powiedział dyrektor.
- Nie ma potrzeby. Przeze mnie stracił dziewczynę więc chociaż tyle mogę dla niego zrobić- powiedział Aang.
- Kogo szukasz?- spytał dyrektor.
- Przyjaciółki z klasy. Ma na imię: On Ji.- powiedział Aang.
- Jest chora. Została zwolniona z lekcji przez rodziców. Chciałbyś adres?- spytał dyrektor.
- Tak.- odpowiedział Aang.
- Chodź do gabinetu. Znajdę adres i napisze ci go.- powiedział dyrektor.
Szli przez długi szkolny korytarz. Wszystko w narodowych barwach. Dotarli do pokoju dyrektora. Po chwili podał Aangowi adres. Aang podziękował i opuścił szkołę. Pozostawił nie małe wrażenie w szkole. Wszyscy o nim mówili, a w szczególności po jego walce z dawnym znajomym.
- I co?- spytała Katara gdy Aang wyszedł ze szkoły.
- Mamy iść pod ten adres.- odpowiedział po czym podał jej kartkę z adresem.
- To niedaleko stąd!- powiedziała Katara.
Szli od szkoły niewielki kawałek. Znaleźli się pod domem On Ji. Katara i Toph usiadły na fontannie która znajdowała się obok domu On Ji.
Aang zapukał. Otworzyli rodzice On Ji.
- Dzień dobry- przywitał się Aang- Zastałem On Ji?
- Jest chora. Ale ty nie jesteś z jej klasy?- spytała mama On Ji.
- To długa historia- powiedział Aang- Byłem dwa dni w jej klasie a potem musiałem uciekać.
- Jak to?- spytali rodzice On Ji- No bo jestem Avatarem no i musiałem uczyć się magii ognia a potem pokonać Ozaia.- powiedział Aang.
Po minach mamy i taty On Ji widać było że mu nie wierzą.
- Taa…jasne a ja jestem Władca Ognia Zuko- powiedział ojciec On Ji- Udowodnij.
Po tych słowach Aang utworzył kulę ognia na dłoni. Zgasił ją. Zaczerpnął wody i kierował nią we wszystkie strony. Potem uderzył lekko nogą w ziemię. Natychmiast powstał słup ziemi, który Aang rozkruszył bez problemu.
- Chyba nie musze wam udowadniać że władam nad powietrzem?- spytał Aang podczas gdy rodzice On Ji patrzyli ze zdumienia.
- Dobrze, zapraszamy.- powiedziała mama On Ji nie mogąc złapać z wrażenia oddechu.
Aang wszedł do domu On Ji. Barwy narodowe panowały tutaj tak samo jak w pałacu czy szkole. Mama wchodząc do jednego z pokoi powiedziała:
- On Ji masz specjalnego gościa.
- Tak, jakiego?- spytała córka.
- Zobaczysz.- powiedziała matka On Ji po czym odeszła.
Aang wszedł do pokoju.
- Kuzon!!! Co ty tutaj robisz? I czemu masz taki strój?- spytała dziewczyna. Nie wiedziała że Aang jest Avatarem.
- Cześć On Ji. Przyszedłem cię odwiedzić. Byłem u mojego przyjaciela Zuko…- powiedział Aang, jednak On Ji przerwała mu.
- Władca Ognia Zuko to twój przyjaciel?- spytała z szeroko otwartymi oczami.
- Dokładnie od kilku miesięcy.- powiedział Aang.
- A co to za strój? Występujesz w jakimś przedstawieniu czy co?- spytała On Ji.
- Nie. Jestem nomadem powietrza. Niestety ostatnim. To tradycyjny strój nomadów…-powiedział Aang jednak On Ji znowu mu przerwała.
- Przecież oni zostali zabici przez żołnierzy.- powiedziała z niedowierzaniem.
- Tak, jednak ja ocalałem.- powiedział Aang.
- Ale to było jakieś 100 lat temu…- powiedziała On Ji.
- Dobra postaram ci krótko to opowiedzieć:
Uciekłem ze Świątyni ponieważ mieli mnie przenieść. Miałem doskonalić swoje umiejętności ponieważ jestem Avatarem.- powiedział Aang, który kontynuował- Trafiłem na morzu na sztorm. Ja i mój latający bizon zostaliśmy wciągnięci do wody. Wszedłem w Stan Avatara i użyłem połączenia magii wody i powietrza. Utknąłem w górze lodowej wraz z moim bizonem. 100 lat później odnaleźli mnie moi przyjaciele z Bieguna Południowego a potem uwolnili. Wędrowałem po całym świecie by nauczyć się magii: wody, ognia i ziemi by potem przerwać wojnę.- zakończył Aang.
- Kuzon, jakoś ci nie wierzę…-powiedziała On Ji myśląc że jej przyjaciel żartuje.
- Nie żartuje. Chyba że mam ci znowu udowodnić. Jednak magii ziemi to ja ci tutaj nie udowodnię chyba że masz jakieś kamyki?- spytał Aang.
- Mam.- powiedziała On Ji.
Dziewczyna wstała podbiegła do małej skrzyneczki i wyciągnęła kilka kamyków. Podała je Aangowi.
Chłopak wziął kamyki do ręki. Uniósł je za pomocą magii ziemi. Każdy ruch palcami chłopca był naśladowany przez kamienie. On Ji nie wierzyła własnym oczom.
Aang zobaczył szklankę wody. Odłożył kamyki do skrzyneczki po czym za pomocą magii wody wyciągnął wodę ze szklanki którą mógł manewrować w każdą stronę. Dziewczyna nie dowierzała. Poprosiła by pokazał jej magię ognia. Chłopak na otwartej dłoni wyczarował płomień który potem zgasił. Na stolika obok łóżka On Ji stała gorąca herbata.
- Patrz uważnie na parę- powiedział Aang, po czym dmuchnął w herbatę. Okazało się że herbata całkowicie ostygła.
- Wow…- powiedziała On Ji. Napiła się łyka herbaty. Wystygła zupełnie.
Po chwili ciszy powiedziała:
- Czemu nie powiedziałeś mi że jesteś Avatarem?
- Nie mogłem się ujawniać. Miałem paru wrogów. Byłem w samej stolicy narodu ognia- powiedział Aang- Jak ty sobie to wyobrażasz? Że chodzę ze strzałką na głowie. Od razu by mnie poznali.
- Pamiętam te twoje uniki gdy walczyłeś z moim chłopakiem.- przypomniała sobie On Ji- Byłeś niesamowity. Szkoda że zniknąłeś tak nagle na tej potańcówce…
- Wiem, ale miałem ryzykować wsadzenie do poprawczaka?- spytał ją Aang i po chwili dodał- Miałem ważniejsze sprawy. Musiałem zniknąć by uczyć się magii ognia…
- Rozumiem to Kuzon…- powiedziała On Ji- Mów mi Aang. Teraz już się nie ukrywam. Tamto imię było fałszywe.- powiedział Aang- Czemu rzuciłaś tego chłopaka?
- Byłeś taki miły a on potraktował cię jak śmiecia- powiedziała cicho On Ji- A zresztą wszystkich tak traktował.
- Mi już raczej nie zagraża. Byłem u ciebie w szkole- powiedział Aang.
On Ji ze zdziwienia znowu otworzyła szeroko oczy.
- Naprawdę? I on cię zaatakował, prawda?- spytała On Ji.
- Tak, jednak dogadałem się z dyrektorem. Jakoś sobie poradziłem. Wierz mi on to pestka w porównaniu z Ozaiem- powiedział Aang.
- Masz rację. Ozai w końcu był Władcą Ognia.- powiedziała dziewczyna.
- Muszę już iść. Przyjaciółki na mnie czekają.- powiedział Aang- Ale nie martw się… będziemy pisać listy a ja czasami będę przylatywał do Zuko to i ciebie odwiedzę.
Dziewczyna posmutniała.
- Dobrze, to żegnaj Aang.- powiedziała On Ji.
Aang, wyszedł z pokoju. Pożegnał się z rodzicami On Ji. Wyszedł.
- I jak było?- spytała Katara gdy tylko go zobaczyła.
- Bardzo dobrze. Pogadaliśmy. Obiecałem że będę ją czasami odwiedzał i pisał do niej listy- powiedział Aang.- A wy co robiłyście?
- A co Katara może robić gdy zobaczy wodę?- spytała Toph- Czarowała nią trochę… Ochlapała mnie. I urządziłyśmy małą wojnę na czary. Woda kontra ziemia. No i ty przyszedłeś więc przestałyśmy.
- Cieszę się że się nie nudziłyście- powiedział Aang- To pochodzimy jeszcze troche po mieście?