W pewnej chwili ktoś rozdający ulotki podszedł do grupy przyjaciół. Miał ulotki. Był bardzo tajemniczy.
- Ej, myśle że to was zaciekawi- powiedział po czym podał Avatarowi ulotkę.
- Ale o co chodzi?- spytała Toph.
- Chodzi o pobliski klasztor Shao Lin.- powiedziała Katara- Oni walczą ale nie tak jak my. Oni walczą bez magii.
- Założe się że ich pokonam bez problemu powiedziała Toph.
Momo który siedział na ramieniu Aanga pisknął. Wyglądał słodko ze swoimi dużymi oczami.
- Pójdziemy tam?- spytał po chwili Aang- Nigdy nie widziałem jakiegoś stylu walki bez używania magii żywiołów.
Ruszyli do klasztory. Gdy dotarli klasztor wydawał im się tak wielki jak większość pałaców. Jednak był skromny i oddalony od miasta. Klasztor otaczało duże pole pszenicy i innych zbóż. Klasztor był duży. W kącie stała duża dzwonnica. Dzwon wykonany z brązu i miedzi był koloru metalicznego bordo. Drzwi miały kołatkę.
Aang zastukał o drzwi z kołatką. Spodziewali się że ktoś otworzy. Jednak nic. Spróbował jeszcze raz. Nie zauważyli że w drzwiach pojawiły się oczy. Aang przejechał wzrokiem po drzwiach. Odskoczył od nich wywalając Katarę. Toph usunęła mu się z drogi. Widać było że się tego nie spodziewał.
Mnich spojrzał przez drzwi. Zobaczył strój Aanga. Natychmiast otworzył. Pomyślał że to jakiś inny mnich Shao Lin.
- Witajcie podróżni! Czego szukacie- spytał mnich.
Mnich wyglądał podobnie do Aanga. Miał zupełnie zgoloną głowę. W kolorach miał podobne ubranie do Aanga. Jednak jego strój był bardziej szatą. Miał między innymi szerokie rękawy. Jego ubranie było bardzo długie. Można powiedzieć że zamiast spodni takich jakie miał Aang miał na sobie „sukienkę”.
Krótka ścieżka prowadziła do klasztoru. Wokół niej był ogród. Plac klasztorny był podzielony na pół przez tą ścieżkę. Po lewej stronie w środku ogrodu stał pomnik na cześć któregoś mnicha.
- Co to za mnich?- spytała Katara.
- To mnich Nao Lai.- powiedział mnich. Grupa przystała- Urodził się tysiąc lat temu.
- Mógłbyś nam opowiedzieć jego historię?- spytała zaciekawiona Katara.
- Urodził się w małej wiosce.- zaczął opowieść mnich- Pochodził z królestwa ziemi. Nie był magiem tak samo jak jego krewni. Jego rodzice zostali zabici przez magów ziemi. Stracił ich mając 17 lat. Od tego czasu wędrował samotnie po świecie. Był kupcem. Handlował wszystkim co znalazł w czasie swoich podróży. Nao Lai w głębi serca nienawidził magów. Wymyślił styl walki który dorównał stylom walk magów. Założył szkołę a później klasztor. Uczył tego stylu do końca życia. Tak powstał nasz klasztor. Nikt z nas nie jest magiem. Ale w umiejętnościach dorównujemy każdemu magowi. Każdy mnich nienawidzi magię żywiołów. Wszyscy którzy tu przybyli stracili coś co najbardziej kochali przez magów.
- Ekhm, przepraszamy na chwilę- powiedział Aang.
Katara i Toph wraz z Aangiem poszły na bok. Aang zaczął mówić do nich szeptem.
- Słuchajcie, nie możemy mówić że jesteśmy magami.- powiedział Aang- Słyszałyście historię Nao Laia. Musimy nie posługiwać się magią.
- Dobra Iskrzące Paluszki- powiedziała Toph- Mam jakieś złe przeczucia co do tych mnichów… Obawiam się czegoś z ich strony.
- Wierzcie mi, lepiej nie ujawniać naszych zdolności- powiedział Aang.
Cała trójka wraz z mnichem na czele weszła do klasztoru. Był skromny. Mnóstwo korytarzy i dwa piętra. Schody wiodły na pierwsze piętro. Korytarze długie. Wydawałoby się jakby były tam setki drzwi do pokoi. Mnich oprowadził ich po sali treningowej oraz po miejscu medytacji. Wreszcie opuścił ich pozostawiając w jadalni.
- Może zostaniemy tu na noc?- spytał Aang- Chciałbym zobaczyć jak żyją.
- Ale przecież wiesz co mówiła Toph. Ona umie wyczuć kłamstwo mimo że tego nie widzi ani nic.- powiedziała Katara.
- Ale Kataro…- upierał się Aang- Słuchaj może nauczymy się czegoś od nich. A to że Toph ma jakieś przeczucie nie oznacza że to się może spełnić. Najwyżej zachowamy ostrożność. A i nie możemy ujawniać faktu że jesteśmy magami…
Nagle usłyszeli jak drzwi do pokoju otworzyły się. Aang aż podskoczył. Podszedł do nich znajomy mnich.
- To jest obecny mistrz w klasztorze.- powiedział po czym przestawił mistrza Shao Lin- Oto nasz mistrz, wielki Lao Den Zu.
Aang i Katara ukłonili się na znak szacunku dla mistrza.
- Witajcie podróżni. Miło nam gościć was w naszych progach.- powiedział mistrz.
- Dziękujemy mistrzu za gościnę.- powiedziała Katara.
- Gościmy każdego podróżnego.- powiedział mistrz.
W tym samym czasie reszta mnichów zbierała się by zasiąść do stołu. Wszyscy któzy wchodzili na salę spoglądali na przybyłych do klasztoru. Jednak natychmiast odwracali wzrok.
- Zasiądźcie z nami do stołu- zaproponował mistrz Shao Lin.
Nikt nic nie mówił przy jedzeniu. Jak na mnichów mieli bardzo pożywne posiłki. Było to za sprawą tego że dużo trenowali a musieli mieć na to dużo energii.
Wszyscy zasiedli do stołu. Katara uważnie przyglądała się mistrzowi Shao Lin. Aanga nic nie obchodziło prócz miska z jedzeniem. Dawno nie jadł. Nie zauważył że mistrz obserwuje go najbardziej. Aang miał pochyloną głowę. Mistrz Shao Lin głęboko nad czymś myślał. Jadł bardzo wolno patrząc wciąż na Aanga. Niektórzy mnisie zwrócili na to uwagę. Jednak nie odzywali się. Mistrz wciąż patrzał na tatuaże Aanga. Spojrzał na ręce. Tam rówież zobaczył niebieskie tatuaże. Katarę zaniepokoiło spojrzenie mistrza Shao Lin na Aanga. Czuła niepokój w swoim sercu.
***
Aang, Katara i Toph poszli do sali treningowej. Różne rodzaje broni stały z boku. M.in. shurikeny, noże, miecze i nunchaka. Pośrodku sali rozłożone były materace. Obok nich ławka dla czekających na trening. W koncie sali stały różne przyrządy do ćwiczeń i rozciągania mięśni.
Tuż za trójką przyjaciół wszedł mistrz Shao Lin. W zwyczaju mnisi mieli to że pokazywali walkę przybyłym.
Katarze jednak nie podobało się to.
- Weź wyluzuj Kataro.- powiedziała szeptem Toph- W razie czego użyjemy naszych mocy.
***
W międzyczasie z boku sali mistrz i jeden z mnichów rozmawiali ze sobą.
- Myślisz mitrzu że nasi goście to magowie?- spytał mnich.
- Tak- odpowiedział Lao Den Zu- Mam takie przeczucie.
- Łatwo można to sprawdzić, walcząc z chopakiem- powiedział mnich.
- Dlatego zrobimy tak- powiedział Lao- Spytasz ich czy chłopak nie chcialby stoczyć z tobą walki. Na pewno się zgodzi. Będziesz go zaciekle atakował. W pewnym momencie chwycisz nunchaku i uderzysz. Chłopak będzie bezbronny.
- Ale najpierw chcemy zrobić pokaz. Trzeba go zachęcić. Po jego stroju widać że jest mnichem. Jednak ciekawe co oznaczają jego tatuaże?- powiedział mnich po czym odszedł.
Wybrał innego mnicha do walki.
Gong zabrzmiał. Oboje mieli w ręce nunchaka. Z wielką precyzją używali swej broni. Widać było dokładność. Aang skojarzył sobie walki magów powietrza. Mnisi umieli tak zginać kręgosłup jak nomadowie powietrza. Płynne ruchy świadczyły o latach treningu.
Toph była bardzo zainteresowana ich stylem. Wyczuwała każdy ruch. Katara również zapomniała o przeczuciu Toph. Obie dziewczyny pochłonięte były widokiem walki. Aang również. Wyobrażał sobie co robiłby na miejscu tych dwóch mnichów.
Kątem oka Lao Den Zu patrzył na nich. Nikt nie zwrócił na to uwagi.
W pewnej chwili jeden przeciwnik upadł. Jednym słowem przegrał walkę.
Zwycięzca podszedł do Aanga.
- Chciałbyś ze mną walczyć?- spytał.
- Tak, jasne!- powiedział podekscytowany Aang.
Katara szepnęła mu na ucho:
- Uważaj. I nie wykorzystuj magii.
- Jasne, nic się nie bój Kataro- powiedział uśmiechnięty Aang po czym poszedł na materace wraz ze zwycięzcą z poprzedniej walki.
Oboje stanęli w odległości kilku metrów. Ukłonili się sobie po czym przygotowali się do walki. ” Tak myślałem” pomyślał w duchu mistrz. Domyślał się że Aang zna się troche na walce. Stwierdził to już zanim walka się zaczęła. Aang stanął naprzeciwko swojego przeciwnika. Gong zabrzmiał. Przeciwnik zaczął natychmiast atakować podwójnymi ciosami. Aang oberwał pięścią w brzuch. Szybko się pozbierał. Unikał wszystkich ciosów na wszelkie sposoby. Wszyscy mnisi przecierali oczy ze zdumienia jak robi sprawnie uniki. Przewrót ze skokiem w tył nie był mu obcy.
- Aang!- krzyknęła Toph- Zacznij atakować!
Aang wziął to sobie do serca. Jednak trudność sprawiały mu ataki bez magii. Zauważył to przeciwnik. Nagle wchycił nunchaku. Broń wydawała się przedłużeniem jego kończyn. Aanga totalnie to zaskoczyło. Mnich ruszył na niego z wielkim szturmem. Używał najlepszych ciosów jakie znał. Aang zdołał go odepchnąć i przebiec na drugi koniec ringu materacowego. Nim się obejrzył mnich już biegł ku niemu. Podskoczył bardzo wysoko. Z półobrotu chciał uderzyć Aanga nogą. Aanga to przeraziło. Nie myślał o tym że nie wolno mu używać magii. Inaczej wylądowałby w szpitalu. Zanim przeciwnik zdąrzył wykonać półobrót Aang odepchnął go za pomocą magii na drugi koniec. Jego przeciwnik leżał. Nikt nie wiedział jak on to zrobił. Wszyscy pomyśleli że zadał cios. Tylko Katara i Toph wiedziały co zrobił. ” To mag” pomyślał mnich. Poczuł ostry podmuch wiatru gdy chciał go zaatakować. Nie wiedział jednak kim Aang jest. Mnich biegł z nunchaku w ręce do dziewczyn. Aang w sekunde znalazł się przy nich. Mnich chciał zadać cios Katarze która była w tym samym szoku co Aang i widzowie. Jedynie mistrz nie okazywał tego. ” Jeszcze kilka metrów i uderzy na Katarę” pomyślał Aang. Poczuł energię i ciepło płynące w jego ciele. Nie był w Stanie Avatara. Z jego rąk buchnął płomień który osłonił dziewczyny. Wszyscy to widzieli. Mnisi byli w totalnym szoku.
- To Avatar!- krzyknął Lao Den Zu- Brać go.
Mnisi chwycili broń. Aang Katara i Toph ruszyli w stronę ściany. Toph rozbiła część ściany na drobny mak. Pył okrył wszystkich mnichów.
- Szybko!- krzyknęła Toph- Musimy stąd zwiewać!
Nim dokończyła mnisi otoczyli ich. Stanęli po środku placu. Stali na trawie. Wiatr dął z całej siły. Aang wystrzelił płomienie ze swoich rąk. Utworzył ognistą barierę która oddzieliła ich od mnichów. Mała sadzawka stała obok Aang i Katara zaczerpnęli z niej wody. Utworzyli wodne bicze. Mnisi w tym czasie gasili ogień. Wszyscy mieli miecze i noże. Mnóstwo wojowników ruszyło na nich. Toph rzucała w nich głazami. Byli jednak zbyt szybcy. Toph powalała ich jednak małym kopnięciem pięty w ziemię. Tworzyły się podkopy. 5 dużych masztów ziemnych wystrzeliło w górę powalając kolejnych. Jeden mnich zaczął atakować Katarę. Odpierała jego ataki ale był zbyt szybki. Aang powalił go magią powietrza. Utworzył tornado które powaliło ich wszystkich.
- Aang! Zrób coś z nimi.- powiedziała Katara- Są strasznie szybcy!
W tym samym czasie około 10 mnichów zaatakowało Katarę. Odpychała ich wodnymi biczami, kulami i małymi falami oraz ostrymi soplami.
Aang nie mógł znieść tego widoku. Byli w końcu pokojowo nastawieni i nie chcieli żeby mnisi uznali ich za nieprzyjaciół. ” Muszę to zakończyć. To ja to zacząłem więc ja to skończę w jedyny możliwy sposób…”. Aang przymknął oczy. Jego tatuaże rozbłysły. Mnisi, którzy biegli na niego szturmem z bronią przerazili się. Lao Den Zu też był w szoku. Jeden mnich podbiegł do niego i spytał:
- Co mamy robić mistrzu? On jest w Stanie Avatara i nie mamy z nim szans.
Nim się obejrzano potężny podmuch wiatru powalił ich wszystkich. Woda porwała ich broń. Zamieniła się w lód. Nikt nie mógł się ruszyć. Nawet mistrz Shao Lin miał zamrożone nogi. Aang wystąpił ze Stanu Avatara. Powoli ominął wszystkich. Katara i Toph szły za nimi. Mnisi byli przegrani. Aang w stanie Avatara potrafił zastąpić wojsko całego kraju.
- Czego chcecie, Avatarze?- warknął mistrz spuszczając głowę.
- My niczego- powiedział Aang- Przyszliśmy tu by zobaczyć walkę bez magii. Nie myśleliśmy jednak że nie lubicie nas magów. Dopiero gdy usłyszałem dlaczego się uczycie walczyć postanowiłem zataić przed wami nasze zdolności. Przybyliśmy tu bo jesteśmy u Władcy Ognia. Zawsze chciałem zobaczyć waszą walkę i zobaczyłem. Nie chciałem was atakować. A wręcz odwrotnie, to WY atakowaliście NAS. Nie na odwrót.
Po tych słowach Aang przywrócił wodzie stan ciekły. Mnisi chcieli atakować. Mistrz podniósł rękę na znak zaprzestania ataku.
- Podsumowując przyszliśmy tu w pokojowych zamiarach- powiedziała Toph.
- A skąd mamy wiedzieć czy nie zrobisz nam czegoś?!- krzyknął mnich do Aanga.
- Nic wam nie zrobię- odpowiedział Aang- Macie moje słowo. Słowo Avatara. A co do magii powiem wam tyle: nie każdy mag jest zły. Macie wielki talent i dorównujecie każdemu magowi w walce. Nikt was nie będzie atakował. Bynajmniej żaden z moich przyjaciół was nie zaatakuje. Nic nie powiem Zuko, bo by go poniosło i kazał was aresztować. Jesteście świetnymi mistrzami. Nie chcę wnikać w to czemu nienawidzicie magów.
- Ja też nie- powiedziała Katara- Macie rany dlatego że straciliście krewnych przez magów. Ale uwierzcie że większość magów zmieniła się. Choć są jeszcze magowie-okrutnicy. Prześladują bezbronnych ludzi. Gdy to widzicie pomóżcie słabszym. Oni będą liczyć na was.
- Przepraszam was w imieniu wszystkich- powiedział mistrz Lao- Wybaczcie nam złe osądzenie.
- Wybaczamy- powiedział Aang- Kiedyś sam musiałem zapomnieć o tym że straciłem przyjaciół przez magów ognia. Zapomniałem i wybaczyłem. Wy też musicie wybaczyć a przede wszystkim pozwolić odejść tym ludziom których kochaliście. Oni żyją tuż przy was ale wy ich nie widzicie.
- Dziękujemy Avatarze.- powiedział Lao- Od teraz jesteśmy zawsze po twojej stronie. Możliwe że nasza pomoc kiedyś ci się przyda.
- Dziękujemy.- powiedział Aang- My powinniśmy już iść. Zuko pewnie sie niecierpliwi.
Aang, Katara i Toph wyszli z klasztoru. Wejście powoli się zamknęło.
- Mądrze zrobiłeś- powiedziała Toph trącą go mocno w bok.
- Ałł, dzięki- powiedział Aang.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz