Translate

wtorek, 24 czerwca 2014

Księga 4 Rozdział 2: Przyjaźń silniejsza niż śmierć

Aang otworzył oczy. Była 9 rano. Szybko wstał z myślą, że wszyscy na niego czekają ze śniadaniem. Czekała jedynie Katara. Poza nią nikogo nie było.
- Aang! Nareszcie wstałeś! Ty śpiochu!- powiedziała.
- Cześć Kataro!- odpowiedział.
Szybko wziął się za śniadanie. Dzisiaj właśnie postanowił udać się do Świata Duchów. Chciał spotkać swojego mistrza oraz przyjaciół, których tak dawno nie widział.
- Kataro, posłuchaj: dzisiaj nie będzie mnie cały dzień. Nie martwcie się jeśli nie wrócę na kolację. Idę do Świata Duchów. Wreszcie spotkam Gyatso i przyjaciół z młodszych lat- powiedział ciesząc się na samą myśl o spotkaniu przyjaciół.
- Dobrze. Aang, a pomyślałeś co im powiesz, gdy się z nimi spotkasz?- spytała Katara.
- Nie wiem. Jednak musze wiedzieć, czy zawiodłem ich. To nie daje mi spokoju- odpowiedział.
Myślał o tym od kąd skończyła się wojna. Wciąż nosił w swoim sercu ból po stracie przyjaciół. Nie wiedział czy jego dawni przyjaciele wybaczyli mu to co zrobił. Musiał to wiedzieć.
"Jak dawno ich nie widziałem..." myślał Aang opuszczając Świątynię.
Szedł wgłąb lasu. Wreszcie dotarł na cudną polanę. Pomiędzy niektórymi drzewami przepływał potok. Było południe. Promienie słońca odbijały się w wodzie.
Usiadł pod drzewem. Potok płynął spokojnie obok tego drzewa. Wiatr powiewał Aangowi w twarz.
Przyjął pozycję kwiatu lotosu. Myślał o Świecie Duchów i o mistrzu Gyatso. W pewnym momencie strzałka na jego głowie rozbłysła białym światłem tak jak reszta jego tatuaży.
***
Aang otworzył oczy. Zobaczył obok siebie pandę, której pomógł jakiś rok temu.
- Proszę, zabierz mnie do Gyatso i moich przyjaciół- rzekł Aang. Jego przyjaciel pozwolił mu się dosiąść po czym ruszył biegiem z Aangiem na grzbiecie.
Dla Aanga nic się nie liczyło. Tylko Gyatso, tylko jego przyjaciele... Nagle miś zatrzymał się. Zaczął rozglądać się na prawo i lewo, jakby nie wiedział gdzie jest. Aang zsiadł z niego. Nim się obejrzał panda zniknęła w gąszczu, a on sam znalazł sie na sporej łące. Nagle zobaczył kogoś kto miał na sobie takie samo ubranie jak on. Natychmiast ruszył biegiem.
- Zaczekaj!- wołał Aang.
Biegł tak szybko jak mógł. Nie mógł użyć magii powietrza. Przebiegł przez krzaki. Nim się zatrzymał usłyszał znajomy głos:
- Aang!
- Shar!- zawołał Aang.
- Stary, jak ja cię dawno nie widziałem... Czemu tu przyszłeś? Umarłeś, czy co? A no tak... zapomniałem, że jesteś Avatarem- przypomniał sobie Shar.
- Przyszedłem do mistrza Gyatso. Mógłbyś mnie zaprowadzić do niego?- spytał Aang.
- Zaprowadzę cię. Wszyscy wiemy gdzie jest. Nawet tutaj opiekuje się nami.- odpowiedział Aangowi- Chodź za mną.
Szli przez jakiś czas. Wreszcie Aang zobaczył swojego mistrza.
- Mistrzu Gyatso! Mistrzu Gyatso!- wołał Aang z radością w sercu.
Gdy tylko Gyatso zobaczył Aanga, jak biegnie i woła go, nie dowierzał własnym oczom. Reszta młodych jak i starszych mnichów przyglądała się z zaciekawieniem tej scenie.
- Aang!- krzyknął Gyatso- Co cię tu sprowadza?
- W zasadzie to żadna ziemska sprawa- powiedział Aang- Chciałem z wami wszystkimi porozmawiać.
- Z nami WSZYSTKIMI?- spytał mistrz.
- Tak.- odpowiedział Aang.
Wszyscy przyjaciele Aanga jak i mistrzowie magii powietrza usiadli przed Aangiem w kilku rzędach. Z samego przodu siedzieli mistrzowie, a za nimi młodsi uczniowie. Gdy już wszyscy siedzieli na trawie Aang zaczął:
- Przyszedłem do was wszystkich po to by poznać odpowiedź na dręczące mnie pytanie. Od kąd moi nowi przyjaciele znaleźli mnie w górze lodu i przyprowadzili do wioski Południowego Plemienia Wody dręczyło mnie pytanie: co się z wami stało. Gdy odwiedziłem nasz dom myślałem że zastanę tam jakąkolwiek osobę. Byłem w szoku kiedy zobaczyłem wasze szkielety. Ból przeszył mnie i to tak, że wstąpiłem w Stan Avatara. Jednak musiałem pogodzić się z myślą że przeszliście na ten świat. Dręczyło mnie pytanie: czy zawiodłem was wszystkich? Czy rzeczywiście zawiodłem was?- zwrócił się do zebranych. Nagle przemówił Gyatso:
- Nie, nigdy nas nie zawiodłeś. Wiedzieliśmy, że nie jest ci łatwo od kąd dowiedziałeś się że jesteś Avatarem.
- A my chcemy przeprosić cię za to, że nie pozwalaliśmy ci bawić się z nami. Myśleliśmy że skoro jesteś Avatarem to masz większe zdolności. Baliśmy się ciebie i twojej mocy. Jednak to było głupie z naszej strony. Kiedy żołnierze ognia zaatakowali, byłem zły wobec ciebie. Potrzebowaliśmy cię wszyscy, ale zniknąłeś. Dopiero, gdy trafiłem tu, do Świata Duchów, inni Avatarzy wyjaśnili nam dlaczego tak się stało. Złość minęła. Potem wszyscy obserwowaliśmy co się z tobą dzieje. Widzieliśmy wszystko. Twój pojedynek z Ozaiem, ochronę Bieguna Północnego i Południowego, naukę magii ziemi... To było ci pisane od samego początku. Wybaczyliśmy ci to już dawno temu- odezwał się jeden chłopak.
- Dziękuje, wam wszystkim- powiedział Aang, którem kamień spadł z serca.
- A teraz my mamy kilka pytań!- wykrzyknął Aren, drugi najlepszy przyjaciel Aanga.
Gyatso i mistrzowie powstali, po czym porozchodzili się. Jednomyślnie uznali że Aang porozmawia ze swoimi przyjaciółmi sam na sam. Reszta też się porozchodziła. Aang został sam na sam ze swoimi dwoma przyjacielami.
- To ty teraz powiedz nam co to za uczucie panować nad 4 żywiołami?- spytał jeden z chłopców.
- Normalne.- odpowiedział Aang- Chociaż każdy żywioł jest inny. Z ziemią szło mi najtrudniej. Przyznaje, Toph dała mi wycisk na pierwszym treningu... A z wodą najlepiej. Ogień też nie był łatwy. Raz poparzyłem Katarę...
- A my wszystko widzieliśmy!- powiedział śmiejąc się Shar.
- A potem wogóle nie chciałeś się uczyć... A jak to jest wchodzić w ten Stan Avatara?- spytał Aren.
- Trudno mi to opisać. Uczucie takie jakby energia przepływała przez całe ciało szukając wyjścia. Na początku wchodziłem w Stan Avatara tylko w gniewie. Z czasem nauczyłem się nad tym panować. Mogę wejść w niego kiedy chcę. Tak samo z wyjściem.
- Wow!!!- krzyknęli obaj chłopcy.
- A wam jak tu jest? Co czuliście w czasie waszego przejścia do tego świata?- spytał Aang.
- Właściwie to nic. Jakbyś mrugnął powieką. Poprostu w sekunde znaleźliśmy się tutaj. Ale zanim przeszliśmy czuliśmy ból po ogniu. Taki jakby ogień spalał część ciała i wszystkie wnętrzności. To było okropne...- powiedział Aren.
- A czy życie tutaj przypomina życie przed śmiercią- spytał zaciekawiony Aang.
- Nie. Nie musimy jeść, spać, pić. Czas tutaj leci tak szybko. U nas może minąć jeden dzień, a u was miesiąc. Szkoda że nie możemy władać żywiołami. Byłoby troche zabawy. Tak jest nudno. Nie jesteśmy nomadami powetrza. A żywioł jest nieodłączną częścią. Jednak tu tracimy te zdolności. Jedyny plus to taki że możemy widzieć wszystko to co się dzieje u was bez względu na miejsce.- powiedział Shar.
W pewnym momencie Aang zobaczył Roko.
- Aang, musisz już wracać- powiedział Avatar.
- Dobrze. Będę wpadał częściej by was odwiedzać- zwrócił się Aang do przyjaciół.- Chyba że będę miał obowiązki Avatara w naszym świecie. Narazie!
- Pa Aang!- krzyknęli chłopcy.
Aang z pomocą Roko wrócił w to samo miejsce z którego przyszedł. Przyjął pozycję kwiatu lotosu...
***
Była noc. Tatuaże Avatara przestały świecić. W tej samej chwili Aang otworzył oczy.
- Katara!!?? Co ty tutaj robisz?!- krzyknął zaskoczony Aang.
- Postanowiłam poszukać cię. No i znalazłam twoje ciało. Naprawde łatwo jest cie znaleźć w nocy. Jeszcze jak świecisz jak lampion. - zachichotała Katara- I jak było?
- Dobrze! Wybaczyli mi!- cieszył się Aang.- Kataro, spójrz, pełnia.
Katara podniosła wzrok na księżyc. W pewnym momencie pocałowała Aanga w usta. Aang lekko zaczerwienił się. Odwdzięczył się Katarze po czym powiedział:
- Trzeba już iść. Inaczej zaczną się martwić nie tylko o mnie ale i o ciebie.
Natychmiast wstali i poszli do Świątynii. Wszyscy już spali. Aang poszedł jeszcze do kuchni by zjeść coś. Katara poszła przygotować się do snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz