Translate

wtorek, 24 czerwca 2014

Księga 4 Rozdział 8: Przygody w szpitali

- Gdzie Katara?- spytał widząc tylko Toph.
- Poszła porozglądać się po oddziale. Powiedziała że nie chce leżeć bezczynnie. Są tutaj dzieci i ona chce im pomóc.- powiedziała po czym z powrotem zaczęła z nudów używać magii ziemi na kamykach które leżały na stoliku.
Aang wyszedł z sali. Zobaczył Katarę w jednej z sal. Nie było pielęgniarek. Uzdrawiała rannego chłopca.
- O cześć Aang- powiedziała zaskoczona- To jest Jun.
Chłopczyk o imieniu Jun miał jakieś 4 lata. Został ranny w ramię.
- Witaj Jun-powiedział Aang.
Chłopczyk nic nie odpowiedział.
- Jun jest nieśmiały- powiedziała Katara do Aanga szeptem- Został ranny. Jego rodzice nie żyją. Ich dom zawalił się. Jun został ranny.
- Aha. Nie martw się Jun. Katara to świetna uzdrowicielka. Tak przy okazji jestem Aang- powiedział po czym usiadł obok Katary.
- Jesteś Avatarem…- powiedział cicho chłopiec. Nie wierzył własnym oczom że poznaje w tej chwili samego mistrza 4 żywiołów.
- Nazywaj mnie Aang- odpowiedział.- Chciałbyś żeby Katara cię uzdrowiła. Jest magiem wody i wierz mi zna się na rzeczy.
- Tak. Chciałbym stąd wyjść. Nikt mnie nie odwiedza- powiedział ze smutkiem Jun.
- Spokojnie. Poznasz przyjaciół dla których będziesz na prawde ważny- powiedział Aang- Ja też nie mam rodziców ale poznałem Katarę, Sokkę. Oni pierwsi mi zaufali. Staliśmy się przyjaciółmi na dobre- powiedział Aang z myślą że pocieszy chłopca.
- Mówisz? Mam kilku przyjaciół. Ale trafię do domu dziecka.- powiedział Jun.
- Wiesz, no ja nigdy tam nie byłem.- powiedział Aang.
- Znajdą ci nowych rodziców którzy też będą cię kochać- powiedziała Katara.
Po tych słowach Katara wzięła się za uzdrawianie ran chłopca. Woda błyszczała. Jun patrzył na błyszczącą wodę. Miał duże brązowe oczy. Miał czuprynę gęstych włosów. W oczach odbijał się blask wody. Widać że był inteligentny mimo swojego wieku.
- Chciałbym być magiem…- powiedział rozmarzony Jun.
- A ja chciałbym być tylko magiem powietrza. Nie Avatarem- powiedział Aang.
- Jak to?- spytał chłopiec.
- Wiem, niby fajnie jest panować na czterema żywiołami.- powiedział Aang- Jednak ja nie chciałem być Avatarem. Mieli mnie przenieść bym mógł się uczyć ale uciekłem. A potem spędziłem 100 lat w górze lodowej. Ale z jednej strony tak miało być. Żeby być kimś wielkim nie musisz być magiem.
- Na prawdę?- pytał zdziwiony Jun.
- Tak.- powiedział Aang.
Chłopiec położył się z powrotem. Przypomniał sobie swoich rodziców. Ich twarze. Nagle łzy pociekły mu ciurkiem z oczu. Katara przytuliła go mówiąc:
- Nie martw się, będzie dobrze. Oni zostaną w twoim sercu. Nawet jeśli teraz płaczesz. Oni widzą to z innego świata. Nie chcą na pewno byś płakał…
- Wiem. Ale nigdy ich już nie zobaczę…- powiedział Jun łkając.
Przypominały mu się kazde chwile spędzone z rodzicami. Nie mógł uwierzyć że już ich nie ma. Nagle cała trójka usłyszała czyjeś kroki. Na oddział weszli rodzice Juna.
Chłopiec zerwał się jakby go ktoś postrzelił.
- Mamo! Tato!- krzyczał wciąż ze łzami w oczach. Katara sama z lekkim uśmiechem na twarzy miała łzy. Dużo by dała by widzieć swoich rodziców a w szczególności swoją mamę.
Rodzina wpadła w uścisk. Chłopiec zobaczył tatę o kulach oraz mamę ze złamaną ręką. Tuż za nimi weszł pielęgniarka.
- A więc to jest wasz syn? Będziecie tu razem a za kilka dni wyjdziecie.- powiedziała- No, no, no… Widzę że już ci lepiej. Rana zniknęła. Wyjdziesz razem z rodzicami.
- Taaak!!!- krzyknął uradowany Jun- Dziękuje Kataro. Dzięki Aang. Dziękuje za dodanie mi nadzieji i za pocieszenie.
- Nie ma sprawy.- powiedziała Katara z uśmiechem na twarzy.
Aang i Katara wyszli.
- Jak tam Aang z żywiołami? Roko pomógł Ci?- spytała zaciekawiona Katara.
- Roko nie tylko Kyoshi.- powiedział Aang- Powiedziała że odnowiła moje połączenie z żywiołami. Muszę medytować. A i wyobrażać sobie że któryś z żywiołów jest częścią mojego ciała.
- Można to sprawdzić- powiedziała Katara.
Oboje wyszli ze szpitala. Pielęgniarki zezwoliły na to by Katara mogła wychodzić przed szpital.
- Kataro, gdzie idziemy?- spytał lekko zdziwiony Aang.
- Jak to gdzie? Do fontanny.- powiedziała- Musimy sprawdzić czy Kyoshi pomogła ci.
Stanęli przy fontannie. Katara zaatakowała kilkoma soplami Aanga. Aang w samą porę zareagował. Roztopił sople i oddał atak. Katar obroniła się. Po chwili powiedziała:
- Masz dobry refleks. Widzę że metoda Kyoshi zadziałała. Tylko że musisz uważać by to zerwanie się nie powtórzyło.
- Wiem. Spójrz środek dnia a mało ludzi. Nie ma ich zupełnie.- powiedział Aang wskazując na pozamykane stoiska. Ludzie uciekali do domów i zamykali sklepy.
Katara i Aang zobaczyli trzy ogromne sylwetki. Byli to umięśnieni nastolatkowie. Byli postrachem całej tej dzielnicy. Aang wyglądał przy nich jak krasnal. Był to typowy gang złodziei.
Pewien staruszek zbierał się ze swoim stoiskiem z kapustą. Cała trójka podeszła do niego. Jeden z nich jednym uderzeniem kuli ognia rozwalił cały jego stragan. Kapusta poleciała we wszystkie strony.
- Moja kapustka! Moja kapustka!- krzyczał na cały głos staruszek. Próbował ratować jeszcze swoją kapustę. Nagle jeden z bandytów chwycił go za ubranie i przycisnął do ściany. To wyprowadziło Aanga z równowagi.
- Zostawcie go!- krzyknął.
- Bo co nam zrobisz smarku?- powiedział prawdopodobnie przywódca grupy- Kian, Shun zajmijcie się nim.
Przywódca wypuścił staruszka. Odpuścił sobie rabowanie go. Z wielką chęcią chciał zobaczyć jak jego kumple łamią kości Aangowi.
Kian i Shun ruszyli na Aanga jak stado wściekłych dzików.
- Aang uważaj!- krzyknęła Katara po czym dołączyła się do walki.
Kian i Shun nic sobie z niej nie zrobili. Żaden z nich nie wiedział z kim mają doczynienia.
Gdy Kian i Shun dobiegali do Aanga, Aang wyobrażał sobie w tym czasie swoją jedność z powietrzem. Gdy byli bardzo blisko Aang z otwartych dłoni utworzył taki podmuch że powalił on ich obydwóch.
- No robi się ciekawie.- powiedział sam do siebie przywódca złodziei.
- Chao, chodź tu i pomóż nam- krzyknął Shun podnosząc się z ziemi.
- Spokojnie. Damy radę- mówił Chao- Już niejednego maga pokonaliśmy.
Kule ognia poleciały w stronę Aanga. Aang użył magii powietrza i rozwiał kule. Katara dobiegła do niego.
- Dam sobie radę.- powiedział Aang- Ty byłaś już poparzona więc odejdź stąd.
- Jesteś pewien Aang?- spytała zaniepokojona dziewczyna.
- Tak- powiedział po czym natychmiast ją odepchnął. Zobaczył bowiem jak głazy lecą w ich stronę. Kilkoma ciosami przebił trzy kamienie. Pył posypał się z nich tak że nie było go widać.
- No to już po nim- stwierdził Kian zadowolony z siebie. Pył opadł. Wszyscy trzej przetarli oczy gdy zobaczyli że Aang stoi a głazy zamieniły się w odłamki skalne.
Aang miał za sobą fontanne. Skorzystał z ich nieuwagi. Obrócił się po czym paroma ruchami rąk poprowadził ogromną falę prosto na nich. Nim się obejrzeli fala powaliła ich na plecy. Byli cali mokrzy.
- Chodźcie, spadamy stąd.- powiedział Chao podnosząc się z ziemi- Nie mamy szans z Avatarem.
Wszyscy biegiem otrzepali się z pyłu po czym rzucili się do ucieczki.
Ludzie którzy ukryli się w swych domach powychodzili. Mieli szeroko otwarte oczy. Widzieli wszystko gdy tylko usłyszeli wybuch stoiska z kapustą. Wszyscy wiwatowali na cześć Aanga. Tłum wyszedł na ulicę. Jednak szybko się rozstąpił.
Aang i Katara wrócili do Toph.
- Co wyście tam wyprawiali beze mnie?- spytała dziewczyna gdy weszli na oddział- Wszystko widziałam. Widziałam co zrobiłeś tym opryszkom. Niezły jesteś, Iskrzące Paluszki.
- Dzięki- powiedział Aang- A tak przy okazji czemuś my cie nie widzieli?
- Stałam przy wyjściu- powiedziała Toph biorąc jabłko które leżało na stole.
Aang i Katara wzruszyli ramionami.
- A ty co robiłaś?- spytała Katara.
- A posiedziałam przez chwile. Potem spytałam się czy moge wyjść poza szpital no i widziałam twoją walkę.- powiedziała Toph wskazując na Aanga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz